Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego kontynuuje swój cykl kameralnych koncertów „Muzyczne wieczory u Lutosławskich” w drozdowskim Muzeum Przyrody. W salonie dolnego dworu dawnej siedziby Lutosławskich zagrali tym razem bracia Roszkowscy: skrzypek Adam i wiolonczelista Jan, podbijający tym rodzinnym duetem krajowe i zagraniczne sceny, wykonujący utwory barokowych mistrzów i twórców czerpiących z te epoki. – Jestem zauroczony tym miejscem i cieszę się, że odbywają się w nim regularnie takie kameralne koncerty – mówi Jan Roszkowski. –  Dowiedziałem się również, ile z Drozdowem jest związanych historii, dotyczących nie tylko Lutosławskich, ale też Dmowskiego i dziękuję dyrektorowi Zarzyckiemu, że mogliśmy tu wystąpić!

Zainaugurowany w lutym cykl „Muzyczne wieczory u Lutosławskich”, efekt  harmonijnej współpracy Filharmonii Kameralnej z Muzeum Przyrody, cieszy się niesłabnącym powodzeniem i  zainteresowaniem słuchaczy. Dlatego też, po wcześniejszych koncertach francuskiego Duo Cantiga z gościnnym udziałem polskiego wirtuoza gitary Wojciecha Dominika Popielarza, Anny Jeremus-Lewandowskiej i jej studentek, duetu  gitarzysty Jakuba Kościuszki i klarnecisty Jana Jakuba Bokuna oraz Henryka Gały z łomżyńskimi kameralistami na jubileusz jego 80. urodzin, liczne grono młodszych i starszych słuchaczy przybyło na koncert Duo Roszkowski. Po raz kolejny okazało się, że zła pogoda, transmisja meczu w telewizji czy inne koncerty nie są w tanie zagrozić wysmakowanej, kameralnej propozycji muzycznej, a klasyka ma swych oddanych wielbicieli.
Duet braci Adama i Jana, solistów-wirtuozów pochodzących z Suwałk, ale robiących już od lat nie tylko ogólnopolską, ale też międzynarodową karierę, zarówno solo, jak i wspólną.
– Graliśmy razem właściwie od zawsze – mówi Jan Roszkowski. – Nasza siostra jest z kolei wokalistką, więc też mamy czasem wspólne projekty, ale z bratem gramy regularnie, mieliśmy już kilka wspólnych projektów: nie tylko takich jak Duo Roszkowski, grających w muzeach czy mniejszych salach, ale też takie z większą ilością muzyków. Relacja brat-brat i muzyk-muzyk jest bardzo dobra, dużo się od siebie uczymy i jest to ciekawe doświadczenie.
Potwierdził to również sobotni koncert, podczas którego bracia-wirtuozi zaproponowali utwory tworzące zwarty, urozmaicony program. Jego podstawę stanowiły utwory z XVIII wieku: Duet na skrzypce i wiolonczelę C dur Johanna G. Albrechtsbergera, kompozytora z Austrii i nauczyciela samego Ludwiga van Beethovena, cztery Inwencje dwugłosowe BWV 772–786 w transkrypcji na skrzypce i wiolonczelę oraz słynna Aria na strunie G z suity D dur, BWV 1068 Jana Sebastiana Bacha, a do tego Kanon D dur niemieckiego kompozytora Johanna Pachelbla, ale w opracowaniu Jana Roszkowskiego na skrzypce i wiolonczelę, oczarowały słuchaczy.
– Ta dawna muzyka w takich przestrzeniach, jak dworek czy barokowy kościół, nabiera dodatkowego blasku – wyjaśnia Jan Roszkowski. – Stąd pomysł bardzo barokowego programu, chociaż nie tylko, bo zagraliśmy też utwory kompozytorów współczesnych, jak postromantyczna kompozycja Gliera, ale nawiązująca do baroku, choćby z racji tych ludowych tańców.
Siedem Duetów na skrzypce i wiolonczelę Reinholda Ernsta Gliera, współczesnego kompozytora z Rosji, ale z domieszką krwi ukraińskiej, polskiej i niemieckiej oraz zagrana na finał, również czerpiąca z muzyki okresu baroku Passacaglia norweskiego twórcy Johana Halvorsena, faktycznie nie były stylistycznym dysonansem, a ostatni, wirtuozowski utwór został tak ciepło przyjęty, że na bis artyści wykonali ponownie jedną z Bachowskich Inwencji, Nr.1 C dur.
– To bardzo dobra inicjatywa – ocenia cykl kameralnych koncertów w Drozdowie Jan Roszkowski. – Koncerty w dużych salach filharmonicznych stawiają jednak dużą barierę pomiędzy wykonawcami a słuchaczami. A tu jest niesamowity klimat takiego dawnego muzykowania, bliskość pomiędzy artystą a publicznością. To jest może metr, nie ma dystansu, dlatego są to zupełnie inne wrażenia dla obu stron w takiej, rodzinnej, bardzo domowej atmosferze. Dlatego uwielbiam grać w takich miejscach: ostatnio graliśmy w pięknym muzeum w Górach Tarnowskich, gdzie król Jan III Sobieski, jadąc na Wiedeń, spędził ostatnią noc z Marysieńką i jest tam niesamowita wystawa.

Wojciech Chamryk