Nadejście Nowego Roku od lat było dla orkiestry Filharmonii Kameralnej i publiczności muzycznym świętem. Bilety na koncerty sylwestrowe rozchodziły się błyskawicznie, a spóźnialscy mogli tylko żałować, że nie kupili ich jeszcze w listopadzie. Pandemia zmieniła wszystko: biletów nie było, więc zabraknąć ich nie mogło, a sylwestra 2020 z łomżyńskimi filharmonikami, Janem Miłoszem Zarzyckim, Barbarą Lewicką i Grzegorzem Piotrem Kołodziejem mogli spędzić wszyscy – pod warunkiem, że włączyli komputer o godzinie 17:30 i weszli na stronę Filharmonii, żeby obejrzeć rejestrację tego wyjątkowego koncertu.
Od połowy marca melomani musieli diametralnie zmienić swe podejście do muzyki. Brak koncertów na żywo szybko został zastąpiony różnego rodzaju transmisjami czy publikowaniem archiwalnych nagrań. Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego w Łomży nie pozostała pod tym względem w tyle; do tego, tak szybko, jak tylko było to możliwe, wróciła też do koncertowania na żywo. Obecnie to znowu tylko wspomnienie, ale łomżyńscy filharmonicy regularnie nagrywają swe kolejne koncerty, ostatnio świąteczny i sylwestrowy, bo mimo pandemii sezon artystyczny 2020/21 wciąż trwa. Gwiazdami koncertu sylwestrowego byli sopranistka Barbara Lewicka, znana już tutejszej publiczności z festiwalu Drozdowo-Łomża 2016 oraz baryton Grzegorz Piotr Kołodziej. Ten utytułowany śpiewak również brał udział w tym festiwalu, śpiewając choćby tytułową rolę w „Weselu Figara“, a do tego nader regularnie współpracuje też z
Filharmonią Kameralną: nagrał z nią płytę „Polska liryka wokalna“, uczestniczył też na przykład w wykonaniu „Litanii Ostrobramskich” Moniuszki podczas ubiegłorocznego festiwalu Sacrum et Musica. Tym razem jednak oboje soliści musieli zmierzyć się z sytuacją dla siebie nową i trudną: nagraniem koncertu, który kojarzony jest z udziałem publiczności.
– Nigdy dotąd nie rejestrowaliśmy sylwestrowego koncertu, chociaż zdarzały się nam takie występy na żywo w telewizji – mówi Grzegorz Piotr Kołodziej. – Jest to nietypowe i niespotykane, ale cały ten rok jest dziwny, dlatego pracujemy w taki właśnie sposób. Cieszę się, że dyrektor Zarzycki coś takiego robi, bo myślę, że jest mnóstwo ludzi, którzy z przyjemnością obejrzą taki koncert w sylwestrowy wieczór. – Ja bardzo się cieszę, że możemy wykonać taki piękny repertuar, a do tego będziemy mieć to nagranie w swoich kolekcjach – dodaje Barbara Lewicka. – To faktycznie wielka radość, że w tym trudnym czasie pandemii możemy coś robić, dzielić się z ludźmi muzyką.
Artyści sprostali wyzwaniu, a o perfekcyjną warstwę muzyczną zadbała orkiestra Filharmonii Kameralnej: nie tylko w roli akompaniatorów, ale też w pierwszoplanowej, szczególnie w polkach i walcach Johanna Straussa ojca oraz syna czy w dynamicznym Tańcu węgierskim nr 5 Brahmsa. Resztę programu, tak jak to zwykle bywa na takich koncertach, zdominowały operowe i operetkowe arie. Od „Non piu andrai” z opery „Wesele Figara” Mozarta Grzegorza Piotra Kołodzieja, przez „O mio babbino caro” z opery „Gianni Schicchi” Pucciniego Barbary Lewickiej, aż do duetu, „La ci darem la mano” z opery „Don Giovanni”, kolejnego arycydzieła Mozarta.
Później było już bardziej rozrywkowo-operetkowo, dzięki Imre Kálmánowi i licznym przebojom z jego operetki „Księżniczka Czardasza” – szkoda tylko, że można było sobie tylko wyobrazić żywiołowe przyjęcie choćby „Czardasza Sylwii”, czy dueów „Bo to jest miłość” i „Tłumy fraków”. – Szkoda, że nie możemy występować przed publicznością, bo koncert to energia, zupełnie inne emocje, ale w takich warunkach jak obecne możemy tylko nagrywać – mówi Barbara Lewicka. –
Musimy włożyć większą pracę w to, żeby stworzyć sobie publiczność wirtualnie – dodaje Grzegorz Piotr Kołodziej. – Świadomość, że ludzie będą do tego sięgać, oglądać, na pewno w tym pomaga, ale jednak występ na żywo, przed publicznością jest to coś niesamowitego, bo brakuje nam kontaktu ze słuchaczami. – My kształcimy w sobie umiejętność innej koncentracji, kiedy trzeba zwrócić większą uwagę na inne rzeczy, choćby na emisję głosu czy wszystko jest dobrze z tekstem – uzupełnia Barbara Lewicka. – Na żywo wygląda to troszeczkę inaczej, bo to zupełnie inna energia; oczywiście uważamy na emisję głosu czy czystość dźwięku, natomiast wygląda to tak, że coś się zaśpiewa i już tego nie ma, a tu efektem końcowym jest nagranie, które musi być perfekcyjne, bo będzie można do niego wracać.
Finałowy „Marsz Radetzky’ego” Johanna Straussa ojca również był czymś dziwnym bez udziału słuchaczy, ale łomżyńscy muzycy liczą, że koncert sylwestrowy 2021 będą mogli zagrać już w swej wyremontowanej, do tego wypełnionej publicznością, sali, bo pandemia będzie wtedy już tylko koszmarnym wspomnieniem.
– Ten rok był również dla nas wyjątkowo trudny, ale też pracowity i bardzo intensywny – ocenia Jan Miłosz Zarzycki, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży. – Był moment zawahania w kwietniu, ale szybko zaczęliśmy zamieszczać w sieci kolejne koncerty, już w czerwcu wróciliśmy z ogromną radością do grania na żywo, a jesienią zrealizowaliśmy festiwal Sacrum et Musica w międzynarodowej obsadzie i w zakładanym kształcie, gdzie tylko dwa koncerty musiały mieć zmienioną obsadę, gdy litewskie orkiestry nie mogły do nas dojechać. Nagraliśmy też dwie kolejne płyty – najnowsza „Harmonia Polonica Nova” otrzymała patronat TVP Kultura, co jest ogromnym wyróżnieniem i wcześniej nie miało miejsca. Ta prestiżowa stacja będzie promować nasz album na szerszej płaszczyźnie, co będzie również promocją naszej instytucji i miasta Łomża. Teraz jest znowu specyficzna sytuacja i musimy nagrywać koncerty, by emitować je w intrenecie. Zamknięcie hoteli też utrudnia nam pracę, ale musimy sobie jakoś radzić!