Ogrom artystycznych wrażeń najwyższej próby zafundowali publiczności łomżyńscy filharmonicy pod dyrekcją Jana Miłosza Zarzyckiego. Wraz z wybitnymi solistami, skrzypkiem Jakubem Jakowiczem i wiolonczelistą Tomaszem Strahlem, wykonali wyłącznie współczesny repertuar autorstwa polskich kompozytorów, zachwycając słuchaczy, z liczną grupą dzieci i młodzieży na czele. Na sali byli też obecni kompozytor Sławomir Czarnecki i Alicja Twardowska, reprezentująca męża, kompozytora Romualda Twardowskiego, a już 2. lutego niemal ten sam program, wzbogacony Narew Concerto Czarneckiego, Filharmonia Kameralna wykona w Warszawie, podczas inaugurcji cyklu „Nie tylko klasycznie“ w Sali Wielkiej na Zamku Królewskim.
– Zawsze mówiło się, że Kraków, Warszawa i inne wielkie ośrodki to dopiero mają orkiestry! – mówi Sławomir Czarnecki. – A tu okazuje się, że i w mniejszych ośrodkach, takich jak Łomża, też jest coś bardzo cennego i wartościowego, istnieją w nich wspaniałe orkiestry. Kameralna Filharmonia łomżyńska ma godnego patrona Witolda Lutosławskiego, który na pewno by się tej orkiestry nie wstydził, gdyby mógłby ją usłyszeć. Zostało to zauważone przez kapitułę przyznającą Fryderyki, kiedy „tylko“ orkiestra kameralna z małego miasta nagrała przepiękną płytę, wyprzedzając w swej kategorii wielkie orkiestry. Dlatego publiczność, która dzisiaj przyszła na koncert tak licznie, może posłuchać koncertu na naprawdę wysokim poziomie artystycznym, nie musi jechać do Warszawy czy innego dużego miasta, żeby posłuchać wspaniałego wykonania dzieł wielkich kompozytorów. Tu jestem pod ogromnym wrażeniem pracy dyrektora Zarzyckiego – jestem zafascynowany nie tylko orkiestrą, ale też osobowością dyrygenta, wspaniałego artysty, bardzo skupionego na tym co robi, ale też dostrzegającego artystów i partnerów w muzykach orkiestry.
Prawdziwość słów jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów, obchodzącego niedawno 70-lecie urodzin oraz 50-lecie pracy kompozytorskiej, nader szybko znalazła potwierdzenie podczas koncertu. Nie bez powodu nosił on tytuł „Na warszawskim zamku“, będąc niejako próbą generalną przed warszawskim koncertem, ale też ukłonem w stronę lokalnej publiczności, która 2. lutego z różnych przyczyn nie mogłaby się pewnie wybrać do Zamku Królewskiego.
Wyłącznie polski repertuar współczesny, w tym utwory napisane specjalnie dla łomżyńskiej orkiestry bądź też przez nią nagrane i opublikowane, nienaganne wykonanie, wybitni soliści – powodów, żeby czwartkowy wieczór spędzić na koncercie Filharmonii Kameralnej, nie brakowało.
Jako pierwsza zabrzmiała przejmująca i refleksyjna Elegia Mikołaja Góreckiego na wiolonczelę Tomasza Strahla i orkiestrę smyczkową, dedykowana pochowanemu tego samego dnia biskupowi seniorowi Stanisławowi Stefankowi. Łomżyńscy filharmonicy również grali podczas uroczystości pogrzebowych w katedrze, składając hołd człowiekowi, bez którego pewnie nie doszłoby do powstania Międzynarodowego Festiwalu Kameralistyki Sacrum et Musica, świętującego w roku ubiegłym 15-lecie. Orkiestra wykonała również dwa utwory Romualda Twardowskiego: stworzone
dla niej w ramach „Zamówień kompozytorskich“ urokliwe Melodie kurpiowskie oraz Lituanię, zainspirowaną 100. rocznicą urodzin wybitnego poety-Noblisty Czesława Miłosza, mającego, podobnie jak kompozytor, związki z Litwą i Wilnem. Głównym punktem programu był jednak porywająco zagrany Concerto Lendinum op. 44 na skrzypce, wiolonczelę i orkiestrę smyczkową autorstwa Sławomira Czarneckiego i obu solistom dedykowany, pochodzący z nagrodzonej Fryderykiem płyty „Polish Contemporary Concertos”. – Ta płyta została doceniona, bo zbiegło się tu w czasie szereg czynników – zauważa Tomasz Strahl. – Członkowie Akademii Fonograficznej, którzy dostrzegli w tej kategorii, gdzie nie brakowało wielkich orkiestr o dużych tradycjach, wielokrotnie wcześniej nagradzanych, autentyczny trud i znakomity pomysł młodej Filharmonii Kameralnej, ale niezwykle prężnej – to był akcent, który dało się w Polsce zauważyć. Nie była to więc kolejna płyta z cyklu wielkie projekty, wielkie symfonie w wielkich filharmoniach, ale coś innego: duży, poważny projekt z muzyką polską, z wybitnymi kompozytorami i solistami, a to wszystko razem zaowocowało Fryderykiem. Myślę, że Filharmonii w Łomży ta nagroda była niezwykle potrzebna, bo to znakomita orkiestra. Jest to też działanie promujące miasto i region. Wielu znajomych pyta mnie ze zdumieniem o to, że w Łomży jest Filharmonia, że nagrałem z nią płytę. Ale to zależy od zapaleńców, którzy się tu znaleźli – sam też pochodzę z małego miasta, z Jeleniej Góry, gdzie w latach 60. grupka zapaleńców stworzyła z niczego orkiestrę symfoniczną, która istnieje do dzisiejszego dnia. Dlatego myślę, że Filharmonia Kameralna nosząca imię Witolda Lutosławskiego ma przed sobą piękną przyszłość, a ta nagroda to w żadnym razie nie był przypadek.
– Mamy dzięki tej płycie powody do satysfakcji – dodaje Jakub Jakowicz. – Myślę też, że ten zestaw muzyczny trafia również do szerszego grona, bo okazuje się, że muzyka najnowsza nie musi być straszna dla słuchacza. Do tego doboru utworów dochodzą też fajni soliści, wykonanie, brzmienie, a nawet forma wydania – myślę, że to wszystko złożyło się na to, że ta płyta została tak doceniona. To sytuacja, że jesteśmy na płycie częścią dużego zespołu, więc nie jest to autorska płyta. Było to więc zaskoczenie i ogromna radość. Również kompozytorów, zwłaszcza profesora Czarneckiego, który napisał utwór dla nas, bo świętował okrągły jubileusz i myślę, że jest to takie ukoronowanie jego kariery. To kompozytor, któremu kibicujemy od lat, znany jego twórczość, znamy go i cenimy jako człowieka – to wyjątkowa osoba i cieszy się, że mogliśmy się też przysłużyć do tego, że też otrzymał nagrodę Fryderyka.
– Nie myślałem o tej płycie, że ona dostanie Fryderyka – podsumowuje Tomasz Strahl. – Przypuszczałem, że będzie nominacja, ale na tym się skończy. Uważałem, że wykonaliśmy naszą pracę dobrze, liczyłem, że ta płyta zostanie dostrzeżona, bo nawet miałem sygnały, że bardzo się podoba, bo były przecież recenzje i pozytywne opinie. Ale w nawale swojej codziennej działalności zapomniałem o tym nagraniu. I siedziałem w domu, ćwiczyłem i nagle ktoś wysłał mi SMS-a „gratuluję!“. Nie wiedziałem o co chodzi, ale szybko okazało się, że mamy Fryderyka i było to dla mnie totalne zaskoczenie, niespodzianka, która sprawiła mi ogromną radość. Teraz z tym większą przyjemnością gram z łomżyńską orkiestrą Concerto Lendinum na koncertach.
Wojciech Chamryk