Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego w Łomży z sukcesem powróciła do koncertów na żywo z udziałem publiczności. W kościele pw. Krzyża Świętego łomżyńscy filharmonicy pod dyrekcją Jana Miłosza Zarzyckiego zaprezentowali barokowy, bardzo urozmaicony program. Dwa dni później z równym powodzeniem wykonali go również w Białymstoku, podczas koncertu „Muzyczny salon Branickiego”, w ramach festiwalu „Barokowe ogrody sztuki”. Solistami byli oboiści: utytułowany wirtuoz Arkadiusz Krupa oraz jego bardzo zdolna studentka, laureatka licznych nagród, Paulina Sochaj.
Pandemiczne zawirowania sprawiły, że orkiestra Filharmonii Kameralnej ostatni koncert na żywo i przed publicznością, a tak właściwie to aż dwa, zagrała 18 marca tego roku. Po tych, cieszących się ogromnym zainteresowaniem, występach z wirtuozem akordeonu Marcinem Wyrostkiem, znowu przyszedł czas koncertów online: rejestrowanych w celu późniejszej emisji, bądź też granych na żywo, ale tylko przed kamerami, bez udziału słuchaczy. Muzycy z utęsknieniem czekali na powrót do normalnych, koncertowych realiów; kontaktu z muzyką graną na żywo byli spragnieni również słuchacze. Dlatego w czwartkowy wieczór w kościele pw. Krzyża Świętego nie zabrakło melomanów w różnym wieku, w tym ludzi młodych, którzy najpierw powitali orkiestrę długo nie milknącymi brawami, a i później żywo reagowali na kolejne punkty programu. A było czego słuchać i co oklaskiwać, bowiem maestro Zarzycki dokonał bardzo ciekawego wyboru utworów, z jednym wyjątkiem barokowych, zadbał o zaproszenie świetnych solistów, a i orkiestra grała jak z nut, dosłownie i w przenośni, uniesiona świetnym przyjęciem ze strony publiczności.
Zaczęło się od misternie wykonanego Koncertu brandenburskiego nr 3 BWV 1049 Jana Sebastiana Bacha i w żadnym razie nie był to jedyny popis łomżyńkich filharmoników, którzy w dalszej części koncertu wykonali jeszcze, równie pięknie, Kontredansa nr 2 KV 603 Wolfganga Amadeusza Mozarta, równie żywe Gigue Francoisa Couperina oraz Chaconne d’Arlequin z „La Carnival” LWV 36 no. 9 Jeana Baptiste Lully’ego. Równie urzekająco wybrzmiało słynne Adagio g-moll Tomaso Albinoniego, a tak naprawdę Remo Giazottiego, który to w roku 1949 wziął na warsztat króciutki fragment oryginalnej muzyki, pozostawionej przez jego słynnego rodaka. Dopełnił ją własną w sposób tak niezrównany, że przez blisko 40 lat efekt końcowy uznawano za oryginalne dzieło Albinoniego. Poza kontredansem brzmienie orkiestry smyczkowej dopełniała pianistka Małgorzata Marczyk, szczególnie ważną rolę spełniająca, wraz z koncertmistrzem Piotrem Sawickim, w Adagio g-moll. Nie był to jedyny przykład twórczości Albinoniego podczas tego koncertu, ponieważ Arkadiusz Krupa jako pierwszy wykonał jego Koncert obojowy d-moll op. 9 nr 2. Znany z
Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, obecnie pierwszy oboista orkiestry Sinfonia Varsovia, wirtuoz zachwycił słuchaczy każdym aspektem tego nienagannego i mistrzowskiego wykonania, a był to przecież dopiero początek. W dalszej części koncertu zabrzmiały bowiem kolejne utwory na obój i orkiestrę: Lascia chio pianga z opery „Rinaldo”
Jerzego Fryderyka Haendla, Jesus bleibet meine Freude z kantaty „Herz und Mund und Tat und Leben” Jana Sebastiana Bacha z organowymi brzmieniami, bo jak podkreślał prowadzący koncert Mateusz Goc, „Bacha nigdy dość” oraz kolejna transkrypcja operowej arii, tym razem włoskiego, dotąd w Łomży nieznanego, kompozytora Nicoli Porpory, to jest Alto Giove z opery „Polifemo”.
Finał był równie spektakularny: Koncert na 2 oboje C-dur RV 534 Antonio Vivaldiego, zagrany przez dwoje solistów, Arkadiusza Krupę oraz jego studentkę z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie Paulinę Sochaj. Młoda instrumentalistka potwierdziła, że zdobywane przez nią liczne nagrody w prestiżowych konkursach (ostatnio Grand Prix w II Ogólnopolskim Konkursie Obojowym im. Bohdana Łukaszewicza oraz Grand Prix VI Międzynarodowego Akademickiego Konkursu Oboistów i Fagocistów im. Józefa Ciepłuchy w Łodzi) w żadnym razie nie są dziełem przypadku, dostosowując się do wysokiego poziomu swego mistrza. Efekt mógł być tylko jeden – powtórzenie finałowej części utworu, a usatysfakcjonowani melomani podkreślali, że już nie mogą doczekać się inauguracji nowej sali Filharmonii Kameralnej 20 czerwca i kolejnych koncertów w tym miejscu.
Wojciech Chamryk