Pierluigi Camicia oczarował słuchaczy listopadowego koncertu cyklu „Muzyczne wieczory u Lutosławskich”. Włoski pianista zagrał same klasyczne arcydzieła, w tym dwa utwory Fryderyka Chopina udowadniając, że nie bez powodu cieszy się w świecie opinią solisty-wirtuoza. Był też zadowolony z wizyty w Muzeum Przyrody – Dworze Lutosławskich w Drozdowie, gdzie Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego organizuje swój kameralny cykl.
– To dla mnie ogromna przyjemność, móc zagrać w tak historycznym miejscu! – mówi Pierluigi Camicia, nie kryjąc radości z gorącego przyjęcia i uważnego odbioru muzyki przez publiczność w dawnym dworze Lutosławskich, gdzie pierwsze kroki stawiał słynny kompozytor Witold.
Kameralne drozdowskie koncerty goszczą rozmaitych artystów: duety czy nawet większe składy, ale przede wszystkim solistów. Ostatnio prym wiodą wśród nich pianiści, a po majowym koncercie lwowianki Marianny Humetskiej zawitał do Drozdowa Pierluigi Camicia, który pierwsze sukcesy zaczął odnosić jako 10-latek, a jego muzyczna kariera trwa z powodzeniem do dnia dzisiejszego.
W tym okresie wielokrotnie koncertował też w Polsce, zaczynając jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. – Pamiętam jak w 1975 roku Krystian Zimerman zwyciężył w IX Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie – wspomina Pierluigi Camicia. – Udało mi się wtedy zakwalifikować do etapu finałowego i byłem pierwszym pianistą z Włoch, który tego dokonał. Zimerman okazał się lepszy, ale i tak byłem zadowolony, bo poziom tego konkursu był bardzo wysoki. Teraz też często tu koncertuję – jest to możliwe, bo mam sporo przyjaciół w Polsce, którzy studiowali na włoskich akademiach i pozostajemy w kontakcie.
Udział w jednym z najbardziej prestiżowych konkursów na świecie i zakwalifikowanie się do jego II etapu, wraz z 33 najbardziej utalentowanymi pianistami z całego świata, nie był jedyną korzyścią wyniesioną z pierwszej wizyty 23-letniego wtedy Włocha w Polsce. – Wtedy właśnie poznałem Wariacje na temat Paganiniego na dwa fortepiany Witolda Lutosławskiego – wspomina Pierluigi Camicia. – Kiedy już uczyłem w konserwatorium dwóch moich studentów wykonało ten utwór, a wcześniej nikt go we Włoszech nie grał. Było to więc znaczące, bo po tym koncercie wielu ludzi, moich kolegów czy profesorów, zainteresowało się tym utworem i innymi dziełami Lutosławskiego – co zresztą nie dziwi, bo był to przecież bardzo dobry kompozytor.
Koncertowy repertuar i płytowy dorobek artysty potwierdza rozległość jego muzycznych zainteresowań i zarazem duże możliwości wykonawczo-techniczne, a program sobotniego koncertu zaakcentował to równie dobitnie. Pierluigi Camicia zagrał bowiem co prawda w Drozdowie tylko cztery utwory, ale za to jak i jakie – publiczność słuchała jak oczarowana. Już Sonata c-moll op.13 „Patetyczna” Ludwiga van Beethovena pokazała, że 67-letni pianista jest w pełni formy, a jego pełna elegancji gra i stylowa interpretacja wciąż nie mają sobie równych. Wybitny pianista Claudio Arrau León, który dożył pięknego wieku 88 lat i niemal do kresu swoich dni zasiadał za fortepianem, zwykł zresztą mawiać, że: „Dla pianistów, jak dla dyrygentów, nie ma wieku. Im starsi, tym lepsi – niczym dobre wino” i dowodów na potwierdzenie tych słów słuchacze w Drozdowie mieli bez liku. 16 Walców op. 39 Johannesa Brahmsa również zostało wykonanych w pięknym stylu, brzmiąc niczym poradnik jak należy je grać – czasem z ogromną energią, niekiedy bardzo subtelnie, ale za każdym razem nad podziw pięknie. Punktem kulminacyjnym koncertu były jednak porywające wykonania Ballady f – moll op. 52 oraz Poloneza Fantazja As – dur op. 61 Fryderyka Chopina – pewnie przed 44. laty Pierluigi Camicia, chociaż na pewno dysponował już oszałamiającą techniką, nie byłby w stanie zinterpretować ich z taką dojrzałością i mistrzostwem.
Swoje na pewno zrobiło tu też miejsce koncertu – kameralne wnętrze dawnego polskiego dworu, w którym takie właśnie dźwięki wybrzmiewały nader naturalnie.
– Jeśli nadarza się okazja zagrania w takim miejscu mówię: czemu nie? – podkreśla Pierluigi Camicia. – Ludzie są w nich nie tylko blisko muzyki, ale też i historii, szczególnie jeśli gra się dawne utwory, co w takim wnętrzu jest bardzo naturalne. Historyczne miejsca mają też specyficzny klimat, bardzo odmienny od nowoczesnych sal koncertowych, bo gra się w nich jak na początku XVIII czy XIX wieku.
Wojciech Chamryk