Wybitnego kompozytora Romualda Twardowskiego uczczono w Łomży koncertem z okazji 90-lecia urodzin. Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego pod batutą Tomasza Bugaja wykonała program złożony z kompozycji jubilata, z dedykowaną łomżyńskiej orkiestrze i zagraną po raz pierwszy Smugą cienia. Solistką w koncercie skrzypcowym była Elżbieta Sandel. Z racji podyktowanych sytuacją epidemiologiczną obostrzeń koncert odbył się bez udziału publiczności, ale był transmitowany online, z czego skwapliwie skorzystali liczni melomani, z samym Romualdem Twardowskim na czele. Był to jednocześnie koncert muzyki polskiej na Narodowe Święto Niepodległości, który Filharmonia Kameralna przygotowuje rokrocznie przed 11. listopada.
Romuald Twardowski, kompozytor doskonale znany tutejszej publiczności i często goszczący w grodzie nad Narwią, świętował 90 urodziny 17. czerwca, jednak wtedy nie było mowy o żadnych jubileuszach, mimo krótkiej poprawy na froncie walki z pandemią. Zostały przeniesione na jesień, ale koniec końców stanęło na tym, że ten warszawski przybrał 24. października formę recitalu wokalnego Tomasza Koniecznego z towarzyszeniem pianisty Lecha Napierały online, a jubilat został odznaczony we własnym domu, co również transmitowano. Koncert łomżyński również odbył się bez udziału publiczności i był dostępny na żywo w sieci, wystąpiła jednak orkiestra smyczkowa w niemal pełnym składzie, pojawiła się też solistka, od czterech lat współpracująca z jubilatem Elżbieta Sandel, a zabrzmiały wyłącznie instrumentalne utwory Romualda Twardowskiego.
– Każde wykonanie muzyki daje satysfakcję, radość i poprawia mi humor – mówi Romuald Twardowski. – Żałuję tylko, że nie mogłem przyjechać do Łomży, ale przyzwyczaiłem się już do tej sytuacji: miałem mieć taki jubileusz w maju, na terenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, ale został przeniesiony na jesień, a skończyło się to ostatecznie tym, że Tomasz Konieczny wykonał recital moich pieśni na deskach sceny, a wysłannik prezydenta zjawił się w moim domu i udekorował mnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, co było transmitowane online. Dziękujmy więc Panu Bogu, że jest coś takiego jak możliwość przekazania obrazu i dźwięku w internecie, bo bez tego w obecnej sytuacji byłaby katastrofa totalna.
– Dla pustej sali gra się zupełnie inaczej, ale świadomość, że po drugiej stronie monitorów siedzą ludzie i słuchają, przeżywają ten koncert z nami, bardzo pomaga – zauważa Elżbieta Sandel. – Jest to dla mnie wielkie wyróżnienie, bardzo to przeżywałam i cieszę się ogromnie, bo to piękna muzyka, a to, że najpierw mogłam omówić z profesorem Twardowskim zagadnienia wykonawcze, a później oddać to wszystko na koncercie, jest dla mnie bardzo budujące, wręcz magiczne.
Orkiestra zaczęła od prawykonania Smugi cienia, kolejnego po Melodiach kurpiowskich sprzed trzech lat dzieła stworzonego przez jubilata dla tutejszych filharmoników.
– Rozpoczynamy koncert trochę nietypowym utworem, zatytułowanym Smuga cienia i dedykowanym przemiłemu zespołowi łomżyńskiej Filharmonii – mówi Romuald Twardowski. – Napisałem go kilka lat temu, w 2017 roku, przy okazji kolejnej rocznicy urodzin Josepha Conrada, będąc pilnym czytelnikiem jego twórczości. Mam zresztą na koncie operę, osnutą na jego „Lordzie Jimie“, ale tutaj skoncentrowałem się na innej jego powieści „Smuga cienia“ i tak jak u niego narracja jest powolna, stateczna, to i utwór jest również tego typu, bez jakichś dramatycznych zwrotów, chociaż ożywia się w środku.
Jako następne zabrzmiały: trzyczęściowa Serenada i urokliwy Koncert skrzypcowy, potwierdzające warsztatową wszechstronność kompozytora i zarazem trafność jego decyzji o powierzeniu wykonania koncertu Elżbiecie Sandel.
– Koncert skrzypcowy to utwór sprzed 14 lat, który napisałem we współpracy z moim przyjacielem, wybitnym skrzypkiem Andrzejem Gębskim, profesorem UMFC w Warszawie – wspomina Romuald Twardowski. – On był pierwszym wykonawcą tego utworu, razem go docieraliśmy, ulepszając różne fragmenty, natomiast dzisiejszą wykonawczynią jest młodziutka, bardzo utalentowana skrzypaczka Elżbieta Sandel, nasza ubiegłoroczna dyplomantka z ubiegłego roku, która miała ten koncert w swoim dyplomie. No i Serenada sprzed 17 lat, mój ulubiony utwór: błyskotliwy i efektowny. Również tutaj różne szczegóły docieraliśmy razem z Andrzejem Gębskim i trzecia część znowu ma polskie akcenty, jest bowiem utrzymana w konwencji szybkiego oberka, mamy więc aż trzy utwory na nutę polską: dwa oberki i poloneza, z czego bardzo się cieszę.
Równie pięknie zabrzmiały Trzy tańce w dawnym stylu, z liryczną Pavaną, skoczną Tarantellą i majestatycznym, wieńczącym całość, Polonezem.
– Trzy tańce w dawnym stylu pochodzą z 2016 roku i odzwierciedlają moje zainteresowania kulturami muzycznymi różnych krajów – wyjaśnia kompozytor. – Dlatego jako część I mamy Pavanę, reminiscencje mojej podróży do Hiszpanii; dalej jest Tarantella, mój mały hołd dla muzyki włoskiej, bo Italię uważam za swoją drugą, duchową ojczyznę i jest oczywiście polski akcent w postaci Poloneza – tego z czasów Sasów, gdzie Rzeczpospolita była jeszcze w pełni sił i blasku.
Na finał pojawił się Oberek, chyba najczęściej wykonywany przez łomżyńskich filharmoników utwór Romulada Twardowskiego, kompozycja zwarta i bardzo dynamiczna.
– Oberek jest najstarszym utworem w tym zestawie, ma już bowiem prawie 65 lat, ale trzyma się bardzo dobrze – wspomina Romuald Twardowski. – Komponowałem go będąc jeszcze studentem wileńskiego konserwatorium, bo popełniłem go na czwartym roku studiów. Był wtedy wykonany przez Litewską Orkiestrę Radiową, a potem rozpoczął samodzielne życie.
– To koncert jubileuszowy i jubileusz niesłychany, bo 90-lecie życia i pewnie 70-lecie twórczości – podsumowuje Tomasz Bugaj, również doskonale znany łomżyńskiej publiczności. – Ograniczamy się do twórczości jednej, niezmiernie ważnej postaci, a Romuald Twardowski jest takim kompozytorem, który mnie osobiście towarzyszy prawie od samych początków poważnej edukacji muzycznej. Do szkoły muzycznej zacząłem chodzić w Częstochowie, gdzie przez jakiś czas mieszkał nasz maestro, podobnie jak wielu innych Polaków repatriowanych z Wilna i tam zetknąłem się z nim po raz pierwszy. Miałem też z nim kontakt przez jakiś czas na studiach, bo prowadził ze mną zajęcia z pisania partytur, a i w latach mojej działalności dyrygenckiej też stykałem się z jego twórczością. Romuald Twardowski od początku pisał swoje i za to go podziwiam. Nie pisał tak, jak było modne, jak nakazywała awangarda, nigdy nie dał się sprowokować – robił swoje i wyszedł na swoje!
Wojciech Chamryk