Marianna Humetska zaprezentowała podczas kolejnego koncertu w ramach cyklu „Muzyczne wieczory u Lutosławskich” program muzyki polskiej, kompozycji Fryderyka Chopina i Ignacego Jana Paderewskiego, wzbogacony dziełami ukraińskich kompozytorów. Kształcąca się nie tylko w rodzinnym Lwowie, ale też w Rosji i w Kanadzie pianistka-wirtuoz oczarowała słuchaczy w salonie Muzeum Przyrody w Drozdowie, sama też była zachwycona atmosferą tego miejsca i reakcjami publiczności. – Cieszę się z tak ciepłego przyjęcia! – mówi Marianna Humetska. – Jestem zainspirowana reakcją publiczności i liczę, że jeszcze tutaj wrócę!
Cykl koncertów „Muzyczne wieczory u Lutosławskich” to nie tylko przykład owocnej współpracy pomiędzy organizującą go Filharmonią Kameralną im Witolda Lutosławskiego a drozdowskim muzeum, ale też doskonała okazja do poznawania muzycznych perełek w kameralnej odsłonie.
Do udziału w nich są zapraszani wybitni soliści oraz młodzi, świetnie rokujący muzycy, a po skrzypkach, wiolonczelistach czy gitarzystach przyszła też pora na pianistkę. W dodatku Marianna Humetska to pianistka nie lada: absolwentka lwowskiej Akademii Muzycznej, uczennica samej Wiery Gornostajewej w moskiewskim konserwatorium, a do tego kształcąca się też w słynnym The Glenn Gould School w Kanadzie, od lat bardzo aktywnie koncertująca też w Polsce, dzięki czemu była stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a za zasługi dla polskiej kultury
została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Zasłużyła na owo odznaczenie choćby tylko za współtworzenie międzynarodowego festiwalu „Odkrywamy Paderewskiego”, ale od lat promuje na Ukrainie i na całym świecie polską muzykę, szczególną estymą darząc nie tylko Paderewskiego, ale też twórczość Fryderyka Chopina.
– Najpierw zaproponowałam dyrektorowi Zarzyckiemu program „Chopin przy świecach”, autorski i z utworami z jego późniejszego okresu, stworzony na potrzeby kameralnego koncertu w salonie muzycznym – mówi Marianna Humetska. – Ale okazało się, że do takiego muzykowania w kameralnym gronie trzeba wybrać inne utwory, tym bardziej, że Fryderyk Chopin też wolał grać w salonach, nie na dużych scenach, a jego muzyka najlepiej odkrywa się w takim anturażu.
Dlatego też w programie czwartkowego koncertu znalazły się, mistrzowsko zinterpretowane na najwyższym poziomie, walce As-dur op.42 oraz cis-moll op.64 #2, słynna Fantazja-Impromptu, Polonaise-Fantaisie As-dur, op.61, na na deser „Moja pieszczotka”, „Życzenie”, „Wiosna”, „Pierścień” i „Hulanka” – pięć z sześciu pieśni z opusu 74, jednak w urokliwej fortepianowej transkrypcji Franciszka Liszta. Publiczność słuchała niczym zaczarowana, po każdym utworze brawa były coraz dłuższe, a artystka była wywoływana do ukłonów raz za razem. Na pewno ogromny wpływ na tę wyjątkową atmosferę miało też miejsce koncertu, odbywającego się przecież w dawnej siedzibie rodu Lutosławskich, z którego wywodził się choćby wybitny kompozytor Witold, patron łomżyńskich filharmoników. – Czuję, że jest to miejsce wyjątkowe – podkreśla Marianna Humetska. – Wiem jak ważne jest dla mnie to, że mogę dotknąć tych ścian, wyobrazić sobie tamte czasy. Bardzo lubię takie kameralne koncerty – nawet wolę je od tych większych, bo ta ciepła atmosfera odkrywa nowe możliwości, nie jest taka formalna, sztywna, pozwala improwizować czy troszeczkę eksperymentować – to jest samo sedno tego, dlaczego ta muzyka istnieje i my to robimy.
Równie porywająco jak chopinowskie arcydzieła zabrzmiał też Menuet G-dur Ignacego Jana Paderewskiego, kompozytora, którego dokonania Marianna Humetska tak pieczołowicie promuje.
– Chciałam zagrać jeszcze kilka innych utworów Paderewskiego, ale zawsze jest limit czasu – mówi Marianna Humetska. – Żałuję, że nie grałam Lutosławskiego, a mam go przecież w repertuarze, ale mam nadzieję, że może uda się następnym razem.
Na finał koncertu artystka przygotowała ukraińskie kompozycje. „Melodia” Myrosława Skoryka była już znana słuchaczom koncertów Filharmonii Kameralnej dzięki Władmirowi Bormotowowi, ale „Taniec” tego najwybitniejszego bodaj, wciąż żyjącego, ukraińskiego kompozytora oraz „Homin Werkhowyny” Anatola Kos-Anatolskiego tutejsza publiczność usłyszała po raz pierwszy.
– Skoro był to koncert „Roztańczona klawiatura” nie mogłam pominąć tych utworów – wyjaśnia Marianna Humetska. – Gram je dość często, bo są to utwory kompozytorów bardzo ściśle związanych ze Lwowem, mających też związki z kulturą polską. „Melodia” to taki drugi, duchowy hymn Ukrainy, od razu docierająca do samego serca, kompozycja bardzo znana i nawet troszeczkę liczyłam, że nie będzie to muzyka całkowicie nieznana tutejszej publiczności. Pochodzący z „Tryptyku huculskiego” „Taniec” też jest bardzo charakterystyczny; to było moje opracowanie na fortepian kompozycji napisanej oryginalnie na orkiestrę kameralną. „Homin Werkhowyny” gram od dzieciństwa, bardzo go lubię i dla mnie reprezentuje on duch gór – tak, że widzi się ich obraz namalowany muzycznymi dźwiękami.
– Jestem całkowicie za! – podsumowuje ideę cyklu „Muzyczne wieczory u Lutosławskich” Mirosław Korona, prowadzący czwartkowy koncert dyrektor łomżyńskiej PSM. – Każde miejsce, w którym można posłuchać muzyki z wyższej półki, tej tak zwanej poważnej, jest na wagę złota, szczególnie przy tak wysokim poziomie. Martwi mnie jednak to, że przy tej nawale w mediach publicznych głównie muzyki biesiadnej prawie wcale nie ma w nich prezentacji muzyki poważnej. Dlatego wydawałoby się, że na takie koncerty będzie uczęszczało więcej osób, bo to przecież wielki repertuar, znakomici wykonawcy, a w Łomży, chociaż nie jest wielkim miastem, to te 200-300 osób powinno się zebrać. Ubolewam nad tym, że nawet uczniowie szkoły muzycznej też nie chodzą na te koncerty – mają swoje smartfony, tablety, ale musimy robić wszystko, żeby ten stan rzeczy poprawić, więc każda tego typu inicjatywa, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie Lutosławski spędził swoje młode lata, jest wyjątkowo cenna.
Wojciech Chamryk