Na Międzynarodowy Dzień Kobiet orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego tradycyjnie przygotowała muzyczny prezent dla wszystkich pań. Zaśpiewali tenor Sławomir Naborczyk, baryton Jakub Milewski i bas Piotr Lempa, a orkiestrę poprowadził dyrygent Joost Smeets z Holandii, dla którego koncert w Łomży był nagrodą po ubiegłorocznym sukcesie podczas dyrygenckiego konkursu we Włoszech. Nadkomplet publiczności bawił się doskonale przy operetkowych, musicalowych czy filmowych szlagierach, nie brakowało też klasycznych arii operowych, a do tego wszystkie panie zostały obdarowane kwiatami.

Trudno wyobrazić sobie wiosenne koncerty łomżyńskich filharmoników bez tego w pierwszych dniach marca, poświęconego i dedykowanego paniom. Niekiedy nawet zdarza się, że ósmy dzień tego miesiąca wypada akurat w czwartek, w tradycyjnym dniu abonamentowych koncertów orkiestry, a jeśli już tak nie jest, to jest on organizowany w najbliższym tej dacie terminie. W tym roku był to piąty marca, tak więc śmiało można powiedzieć, że Łomża znalazła się w forpoczcie celebrowania tego święta, obchodzonego na całym niemal świecie już od 111 lat. Co bardziej zapobiegliwi mężczyźni zadbali o kupienie biletów już kilka tygodni przed koncertem, który tradycyjnie już został wyprzedany – tłoku na sali nie było tylko dlatego, że niektórzy z widzów zrezygnowali z udziału w tym wydarzeniu z obawy przed koronawirusem.
Rozrywkowy charakter koncertu nie przeszkodził umieścić w jego programie kilku operowych perełek, bardzo docenionych przez melomanów. Pierwszą okazała się aria „A te l’estremo addio” z opery „Simon Boccanegra” Giuseppe Verdiego, ale jeszcze większym wydarzeniem było wykonanie jedna po drugiej  w języku rosyjskim aż trzech arii ze słynnej opery „Eugeniusz Oniegin” Piotra Czajkowskiego: basowej Gremina, barytonowej Oniegina i tenorowej Leńskiego. Jakub Milewski, również prowadzący koncert, Sławomir Naborczyk i Piotr Lempa byli w formie, orkiestra w poszerzonym o drewno i blachę oraz perkusję składzie brzmiała nader klarownie, szczególnie w instrumentalnych utworach Johanna Strauss syna, a Joost Smeets dwoił się i troił za dyrygenckim pulpitem, prowadząc całość bardzo dynamicznie i z widoczną przyjemnością.
– Bardzo się cieszę, że miałem okazję poprowadzić łomżyńską orkiestrę – mówi Joost Smeets.
– Oczywiście było to dla mnie wyzwanie, bo czyniłem to po raz pierwszy, solistów też poznałem dopiero tutaj. Szybko nawiązaliśmy jednak tę nić porozumienia, pracowało nam się bardzo dobrze.
To nie jest wielka orkiestra, ale dzięki temu mogłem nawiązać kontakt z każdym muzykiem, dzięki czemu mieliśmy dobry feeling, dobry flow i świetną atmosferę. Publiczność też była bardzo ciepła i życzliwa, słuchała uważnie i wydaje mi się, że świetnie się bawiła!
Dyrygent nie był jedynym nagrodzonym tego wieczoru, bo jego łomżyński koncert doszedł do skutku dzięki temu, że ubiegłym roku zajął drugie miejsce podczas Międzynarodowego Konkursu Dyrygenckiego w Bordighera we Włoszech i zasiadający w jury Jan Miłosz Zarzycki ufundował dla niego taką właśnie nagrodę. Wylosowano też dziesięcioro szczęśliwców, którzy wzbogacili swe płytowe kolekcje egzemplarzami najnowszego albumu „Flute Essentials” łomżyńskich filharmoników, nagranego z wybitnymi solistami Łukaszem Długoszem i Agatą Kielar-Długosz.
W programie koncertu nie brakowało najpiękniejszych arie operetkowych Kálmána czy Lehára, musicalowych przebojów oraz słynnych neapolitańskich pieśni, śpiewanych po włosku, polsku i angielsku: znanych większości słuchaczy i entuzjastycznie przyjmowanych. „Twoim jest serce me”, „Śnić sen”, „Ninon, ach uśmiechnij się”, „O sole mio” czy „Gdybym był bogaczem” z musicalu „Skrzypek na dachu” okazały się prawdziwymi gwoździami rozrywkowej części programu.
Jego zwieńczeniem były, zaśpiewane w trio i rzecz jasna bisowane, słynne „Brunetki, blondynki” z repertuaru Jana Kiepury, ale wcześniej orkiestra dała popis samodzielnego grania w „Perpetuum mobile op. 257” Johanna Straussa syna, ponieważ Joost Smeets, wraz ze śpiewakami oraz Andrzejem Kujawą i Janem Miłoszem Zarzyckim, obdarowywali wszystkie panie tulipanami, zasponsorowanymi przez kwiaciarnię Ireny Przybylak. Koncert był długi, trwał bowiem ponad dwie godziny, ale publiczność rozkoszowała się każdą jego minutą, dziękując na koniec artystom długimi brawami i owacjami.
– Okazało się, że publiczność w Łomży jest taka, jaka była, czyli bardzo gościnna i ciepła – mówi Piotr Lempa, znany już tutejszym melomanom z udziału w festiwalu Drozdowo-Łomża przed 10 laty. – Dla nas to duży zaszczyt i ogromna przyjemność, że możemy tutaj wracać – teraz, kiedy sala Filharmonii  będzie już za chwileczkę wyremontowana, mam nadzieję, że będziemy wracać tu częściej.

Wojciech Chamryk