Orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego nie zwalnia tempa. Nie umilkły jeszcze echa poprzedniego koncertu „Muzyka i miłość”, a łomżyńska orkiestra zachwyciła słuchaczy kolejnym występem. Pożegnanie karnawału w filharmonii skrzyło się różnymi, muzycznymi barwami, o co zadbali baryton Jakub Milewski, kwartet, również śpiewających, bandurzystek Lwowianki oraz sama orkiestra, a całość poprowadził dyrektor naczelny i artystyczny FKWL Jan Miłosz Zarzycki.

W późnych godzinach popołudniowych oraz wieczornych okolice ulicy Zawadzkiej 1 są właściwie wymarłe – z rzadka przejeżdżają tam pojedyncze samochody lub przemyka przechodzień. W czwartki od godziny 17:30 wygląda to jednak zupełnie inaczej, bo z każdą kolejną minutą powiększa się sznur pojazdów, osobowych i większych, przemieszczających się w stronę siedziby Filharmonii Kameralnej. Nie inaczej było w miniony czwartek: publiczność, miejscowa i przyjezdna, dopisała, a pożegnanie karnawału 2025 wypadło nad wyraz okazale. Zauważali to nie tylko wytrawni melomani, ale też słuchacze spragnieni rozrywki na najwyższym poziomie, diametralnie odmiennej od tego, co jest obecnie lansowane i cieszy się chwilową popularnością. Program koncertu łomżyńskich filharmoników, dobrze już w Łomży znanego Jakuba Milewskiego i występujących w niej po raz pierwszy Lwowianek był zaś wręcz naszpikowany evergreenami z różnych muzycznych światów, które dyrektor Zarzycki, jak to ma w zwyczaju, dopełnił utworami równie ciekawymi, ale mniej znanymi oraz takimi, które w takich aranżacjach jeszcze w Łomży nie były wykonywane. Doszedł do tego, niezmienny można rzec, wysoki poziom orkiestry z koncertmistrzynią Izabelą Bławat-Leofreddi na czele oraz równie dobra dyspozycja pięciorga solistów, a owe wszystkie składowe złożyły się na kolejny, bardzo udany koncert Filharmonii Kameralnej w sezonie 2024/2025. Publiczność od początku, to jest z nerwem i dużym wyczuciem zinterpretowanego przez orkiestrę Sul A – Perpetuum mobile Klimczuka, nie kryła zachwytu, a z każdym kolejnym wykonanym utworem artyści coraz wyżej podnosili wykonawczą i interpretacyjną poprzeczkę. Łącznie z bisami zabrzmiały aż 23 utwory, ale przy takim poziomie nikt nie narzekał, że koncert trwa zbyt długo – przeciwnie, publiczność domagała się kolejnych, ale tym razem skończyło się na trzech ponadprogramowych wykonaniach. Z tych instrumentalnych największe wrażenie na słuchaczach zrobiło bodaj ponadczasowe „Libertango” Piazzolli, mistrzowsko zaaranżowane przez basistę Bogdana Szczepańskiego, tworzącego podczas tego koncertu wyśmienitą sekcję rytmiczną z perkusistą Łukaszem Zamaryką. Popisowo zabrzmiały w nim również smyczki, nie zabrakło też solowych partii flecisty Jacka Krupy, pianistki Anny Hajduk-Rynkowicz i klarnecistki Joanny Bakun. Był to, można rzec, instrumentalny highlight tego koncertu, ale „Plink, plank, plunk” Andersona czy tangu „Por una Cabeza” Gardela też nie można było niczego zarzucić, a ręce same składały się do oklasków. Zachwyciły też Witalijja Jakymowych, Iryna Plakhtii, Lesia Stefanko i Olena Nikolenko – nie tylko jako instrumentalistki, ale również śpiewając. Nie tylko w kwartecie, ale też każda z nich, zwłaszcza Witalijja Jakymowych, miała też w poszczególnych utworach partie pierwszego głosu. Nie mogło zabraknąć ukraińskiej melodii ludowej „Iwanku, kup mi rumianku” czy słynnej „Czerwonej ruty” Iwasiuka, ale artystki z Ukrainy jeszcze bardziej zachwyciły publiczność mniej typowymi dla takiego składu utworami. Okazały się nimi „Barkarola” z opery „Opowieści Hoffmana” Offenbacha czy równie porywająca, filmowa „Dumka na dwa serca” Dębskiego z „Ogniem i mieczem” oraz „Memory” z musicalu „Cats” Webbera, popis nie tylko kwartetu, ale też aranżerki Oksany Herasymenko, któr a w mistrzowski sposób opracowała te, nader różnorodne, utwory na bandury i orkiestrę. Baryton Jakub Milewski był kolejnym mocnym punktem tej karnawałowej, muzycznej układanki. Zaczął od arii „Te cudne oczy” z operetki „Księżniczki cyrkówki” Kálmána. W dalszej części koncertu wykonał jeszcze „Tak całkiem bez dziewczątek” z „Księżniczki Czardasza” tegoż kompozytora, ale z równie dużą swobodą sięgał też po inne utwory. Od („Parla piu piano” Roty z „Ojca chrzestnego”, aż do musicalowych evergreenów z „Człowieka z La Manchy” i „Nędzników”. Śpiewał też szlagiery z międzywojnia, „Ninon” Kapera i „Już taki jestem zimny drań” Warsa, a finałem, przynajmniej teoretycznie, miał być ponadczasowy utwór „What A Wonderful World” z repertuaru Louisa Armstronga, zaśpiewany wraz z Lwowiankami. Nie było jednak mowy o tym, by publiczność wypuściła artystów ze sceny bez czegoś nie ujętego w programie.
Pierwszym bisem okazało się „Hallelujah” Cohena nie tylko na pięć głosów, ale na ponad 400, z racji udziału słuchaczy, doskonale radzącymi sobie z refrenem. Kolejnym, jeszcze przygotowanym, „Fiddle-Faddle” Andersona, a już całkowicie spontanicznym powtórzona „Czerwona ruta”. Muzyka nie była jednak jedyną atrakcją tego wieczoru: z racji tłustego czwartku słodki poczęstunek przygotował zakład piekarniczo-cukierniczy Śledziewscy, napoje Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, stół udekorowała kwiaciarnia Ogrodnik, a mecenasem koncertu była OSM Piątnica.

Fot. Wiesław W. Wiśniewski

 

Fot. FKWL