Łomżyńska Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego kontynuuje niezwykle udany obecny sezon artystyczny. Jej pierwszy kwietniowy koncert, co nie było zaskoczeniem, również okazał się sukcesem artystycznym i frekwencyjnym. Dyrygował sam Marek Pijarowski, solistą był włoski pianista Alessandro Marano, a w programie znalazły się same arcydzieła, kompozycje Bairda, Francka i Czajkowskiego.

W miniony czwartek aura nie zachęcała do wyjścia z domu, ale jak co dwa tygodnie, im bliżej było godziny 18, tym bardziej nasilał się ruch samochodowy i pieszy w rejonie ulicy Zawadzkiej 1. Koncert „W romantycznym nastroju” przyciągnął liczną i do tego zróżnicowaną wiekowo publiczność, a sala licząca ponad 400 miejsc wypełniła się niemal w całości. Dopisali nie tylko miejscowi melomani, w większości posiadacze koncertowych abonamentów Filharmonii Kameralnej, ale też przyjezdni, z liczącą 80 osób grupą z Ostrołęki na czele. Obserwujący na umożliwiającym podgląd z sali ekranie jej zapełnianie się Alessandro Marano, znany już tutejszym melomanom z kameralnego, zagranego półtora roku temu recitalu, w którym towarzyszył sopranistce Małgorzacie Trojanowskiej i tenorowi Krzysztofowi Zimnemu, nie krył zadowolenia z takiego obrotu stanu rzeczy.
Taka frekwencja na typowo klasycznym koncercie i z takim, na poły współczesnym, nie najłatwiejszym w odbiorze repertuarem, nie jest bowiem w kraju i w świecie czymś oczywistym, szczególnie w czasach supremacji muzyki błahej i nijakiej, preferowanej przez większość odbiorców oraz lansujące ją z uporem lepszej sprawy media.
Artyści odpłacili publiczności za zaufanie doskonałym, dopracowanym w każdym punkcie koncertem. Niezwykle wymagający Marek Pijarowski, Jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów, goszczący w Łomży już kilkakrotnie, ostatnio w roku 2018, potrafił zmobilizować filharmoników do wejścia na kolejny poziom wykonawczy i interpretacyjny; swoje zrobił też mistrzowsko dobrany, zróżnicowany repertuar koncertu oraz znakomita akustyka obecnej sali koncertowej FKWL, którą zachwycał się, goszczący w niej po raz pierwszy, Marek Pijarowski. Znakomity kapelmistrz nie krył też wyrazów uznania dla orkiestry i nie była to w żadnym razie czysto kurtuazyjna grzeczność, ale ocena oparta na faktach. Filharmonicy olśnili publiczność już pierwszym wykonanym utworem, Suitą w dawnym stylu na orkiestrę smyczkową z fletem Colas Breugnon Tadeusza Bairda.
Zgodnie z tytułem pierwszoplanową rolę odegrał w nim znakomity flecista orkiestry Jacek Krupa, zwłaszcza w lirycznym Tańcu I i wieńczącym suitę Postludium, a 15-osobowa orkiestra smyczkowa była jego równoprawnym partnerem, co słuchacze potrafili docenić, najpierw słuchając w ogromnym skupieniu, by na koniec nagrodzić orkiestrę długo nie milknącymi brawami. A był to dopiero swoisty wstęp, ponieważ drugim utworem koncertu były słynne Wariacje symfoniczne Césara Francka, ale w kameralnym opracowaniu na orkiestrę smyczkową. Jednak nawet w takiej aranżacji utwór nie stracił na rozmachu, a Alessandro Marano zaprezentował się jako skupiony, dopracowujący każdy detal interpretator, świetnie współpracujący i z dyrygentem, i z doskonale dysponowaną orkiestrą.
Coś takiego mogło zakończyć się tylko bisem, ale orkiestra miała w zanadrzu jeszcze jeden punkt programu, wykonaną po przerwie Serenadą na smyczki op. 48 Piotra Czajkowskiego.
Tym samym, po kilku latach przerwy, wywołanej wojną na tuż obok naszej wschodniej granicy, dokonania jednego z najwybitniejszych rosyjskich kompozytorów XIX wieku wróciły do koncertowego programu Filharmonii Kameralnej i trudno było nie zachwycić się tą wręcz małą symfonią, jak podkreślał Marek Pijarowski, kompozytora – ikony muzyki romantycznej. Tym bardziej, że w rzeczonej serenadzie Czajkowski nie tylko sięgnął do jednego ze swych sprawdzonych rozwiązań, to jest do walca, nadając mu iście mistrzowską formę, ale też do rosyjskich piosenek ludowych, które znacząco ubarwiły Finale (Tema Russo). Nic więc dziwnego, że publiczność opuszczała siedzibę Filharmonii Kameralnej więcej niż zadowolona. Do tego były w niej osoby usatysfakcjonowane podwójnie, ponieważ tradycyjnie rozlosowano wśród posiadaczy koncertowych abonamentów dwa podwójne zaproszenia na imprezy zewnętrzne, odbywające się w sali FKWL, tak więc kolejni już w tym sezonie melomani zyskali okazję do posłuchania muzyki na żywo w jeszcze większej dawce.

Fot. Wiesław W. Wiśniewski

 

Fot. FKWL