Liczna publiczność owacją na stojąco podziękowała Orkiestrze Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego za koncert „Na szczytach”. Głównym punktem programu było wykonanie w obecności kompozytora Hombark – Concerto Sławomira Czarneckiego, który nie krył słów uznania dla filharmoników, solisty Mateusza Kasprzak-Łabudzińskiego i dyrygenta Rafała Kłoczki. W programie nie zabrakło również innych interesujących utworów, w tym Koncertu staropolskiego Romualda Twardowskiego, zmarłego w styczniu kolejnego przyjaciela łomżyńskiej orkiestry.
Wbrew obawom, że rozpoczęty dzień wcześniej 37 Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Walizka” może odebrać czwartkowemu koncertowi część publiczności, ponieważ równolegle odbywały się dwa spektakle, w tym plenerowy, okazały się płonne. Słuchacze dopisali, niezwykle życzliwie przyjmując dopracowany, oparty na muzyce polskiej, chociaż z jednym wyjątkiem, spójny program.
Wprowadzeniem do tej muzycznej uczty okazał się Polonez z opery „Hrabina” Stanisława Moniuszki. Już w dniu premiery w roku 1860 zachwycił on słuchaczy tak, że musiał być od razu kilkakrotnie bisowany przed właściwym rozpoczęciem trzeciego aktu opery. W Łomży, co zważywszy na poziom orkiestry i jakość dopracowanej interpretacji, wcale nie dziwi, również spodobał się bardzo. O kilku bisach nie mogło być jednak mowy, bowiem maestro Rafał Kłoczko, dyrektor Filharmonii Zielonogórskiej im. Tadeusza Bairda, który dał się poznać łomżyńskiej publiczności z jak najlepszej strony podczas koncertu „Czarodziejski klarnet” niespełna dwa lata temu, już zapowiadał kolejną kompozycję. Okazał się nią Koncert staropolski zmarłego niedawno nestora polskich kompozytorów Romualda Twardowskiego (1930-2024), przez lata współpracującego z Filharmonią Kameralną, związanego z Łomżą więzami rodzinnymi i nad Narwią świętującego kolejne jubileusze, ostatnio w roku 2020 z okazji 90 urodzin.
Niezwykle misterna kompozycja, z elementami archaizacji, nawiązującymi do muzyki późnego średniowiecza, renesansu i baroku, chociaż pochodząca z lat 80. ubiegłego wieku, okazała się nie tylko popisem 15-osobowej orkiestry smyczkowej z koncertmistrzem Piotrem Sawickim na czele, ale też dowodem efektywności różnorodnych poszukiwań wybitnego kompozytora.
Podobne podejście cechuje również od dawna Sławomira Czarneckiego, o czym mogą przekonać się nie tylko bywalcy koncertów Filharmonii Kameralnej, ale również posiadacze jej płyt, z nagrodzoną Fryderykiem „Polish Contemporary Concertos” na czele. Pracując nad Hombark – Concerto per violine e archi op. 32, Czarnecki przez lata skrzętnie gromadził pomysły i zapisywał zasłyszane w spiskich Tatrach tradycyjne melodie, co dało efekt końcowy w postaci koncertu.
Solistą w tym utworze był skrzypek-wirtuoz Mateusz Kasprzak-Łabudziński, doskonale znany łomżyńskiej publiczności z licznych koncertów; nie tylko abonamentowych, ale też odbywających się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kameralistyki Sacrum et Musica. Już w przerwie koncertu pojawiły się opinie, że owa kompozycja również powinna zostać zarejestrowana przez orkiestrę, bowiem ciekawie urozmaici jej płytowy, i tak przecież bardzo już różnorodny, dorobek. Drugą część koncertu otworzyła Suita w dawnym stylu „Z czasów Holberga” op. 40. Edwarda Griega, nie bez powodu zwanego Chopinem północy, z racji uwielbienia twórczości naszego najwybitniejszego kompozytora, tak więc pasowała do tego koncertowego programu. Łomżyńscy filharmonicy już od lat mają tę kompozycję w swoim repertuarze, ale wykonali ją nad wyraz stylowo i tak, że nikt nie miał poczucia, że w to miejsce powinien być wybrany jakiś inny, rzadziej grywany w Łomży, utwór. Równie często Filharmonia Kameralna gra Orawę Wojciecha Kilara, która była finałem podstawowej części czwartkowego koncertu, ale trudno wyobrazić sobie program takiego wydarzenia bez niej, skoro autor również czerpał natchnienie z rodzimego folkloru, w tym wypadku góralskiego. Bis mógł być jednak tylko jeden: Polonez z opery „Hrabina” Moniuszki, który jeszcze bardziej usatysfakcjonował, i tak już przecież zadowolonych, młodszych i starszych miłośników muzyki.
– Znowu jestem na tej estradzie, wśród tych wspaniałych muzyków, od których tchnie entuzjazm do muzyki, bije jakaś szlachetność, bo muzyka to jest coś szlachetnego – podkreślał po wykonaniu Hombark – Concerto Sławomir Czarnecki. – Zawsze kiedy przyjeżdżam do Łomży odczuwam wielką przyjemność i radość, a jestem z nią również związany przez taki fakt, że jestem członkiem Bractwa Kurkowego Rzeczpospolitej Polskiej i do tego zostałem do niego przyjęty wiele lat temu właśnie tutaj, w katedrze łomżyńskiej. (…) Hombark to wzgórze w tak zwanych Pieninach Spiskich, na Pogórzu Spiskim, od zamku niedzickiego aż prawie do Bukowiny Tatrzańskiej. To bardzo piękny region, o wielkich polskich tradycjach, ale mniej znany. Kilar napisał Krzesanego, czyli hołd dla Podhala, Orawę, czyli hołd dla regionu położnego na zachód od Zakopanego, a Spisz to region na wschód od Zakopanego. Pierwsza część Hombark – Concerto to taka scena nad strumykiem, druga to pieśń pastuszka na hali, a trzecia to tańce, muzyka oparta na wątkach melodycznych i tanecznych tego regionu.
Fot. Wiesław W. Wiśniewski