Koncert kwintetu Vołosi, określanego przez krytyków mianem „jednego z najbardziej ekscytujących i dynamicznych zespołów na współczesnej scenie muzycznej”, okazał się kolejnym z wielkich wydarzeń obecnego sezonu Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego. Skrzypkowie Krzysztof Lasoń i Zbigniew Michałek, altowiolista Jan Kaczmarzyk, wiolonczelista Stanisław Lasoń i kontrabasista Robert Waszut wraz orkiestrą pod dyrekcją Jana Miłosza Zarzyckiego, oczarowali liczną publiczność perfekcyjnym połączeniem wielu gatunków, tworząc na bazie muzyki ludowej jedyną w swoim rodzaju całość, miłą dla ucha nie tylko klasycznie nastawionych melomanów, ale też zwolenników jazzu czy folku.

Wielkie gwiazdy, by wspomnieć choćby niedawne koncerty Atom String Quartet czy Piotra Barona, również odwiedzają łomżyńską filharmonię. Teraz do tego zacnego grona, mającego już na koncie współpracę z łomżyńskimi filharmonikami, dołączyli Vołosi – zespół robiący niemal od początku powstania w roku 2010 międzynarodową karierę, doceniany i nagradzany w szerokim świecie, w Łomży goszczący tylko przez chwilę, pomiędzy koncertami w Anglii i Szwajcarii.
Zespół powstał dzięki nawiązaniu współpracy przez braci Lasoniów, synów kompozytora z grupy   Pokolenie ’51 Aleksandra Lasonia, z muzykami z Beskidów: Zbigniewem Michałkiem, Janem Kaczmarzykiem i Robertem Waszutem. Połącznie klasycznych wpływów, muzyki ludowej i iście jazzowej swobody w improwizacyjnym wymiarze stało się dla nich receptą na sukces  – Od zawsze, od pierwszego spotkania z tą stroną góralską, fascynowało nas, że jest to taki uniwersalny język, a ponieważ nie śpiewamy, nie ma tekstu, nie ma jakiegoś konkretnego programu, to to, co robimy może być w różny sposób odczytywane i dzięki temu można też przekraczać granic – mówi Stanisław Lasoń. I właśnie czegoś takiego doświadczyła również łomżyńska publiczność. Vołosi zaprezentowali autorskie kompozycje w efektownych aranżacjach Piotra Steczka, ukazując w nich nie tylko ogromne umiejętności techniczne, ale też uniwersalny wymiar tej muzyki, opartej przede wszystkim na improwizacji. – Myślę, że ta improwizacyjność jest w naszym graniu bardzo ciekawa – zauważa Stanisław Lasoń. – To sprawia nam największą przyjemność, dla mnie osobiście jest też takim powrotem do czasów dzieciństwa, które spędziłem z rodzicami i bratem Krzysztofem. Jeszcze zanim tak naprawdę potrafiłem grać bawiliśmy się muzyką. Przez lata szkoły, studiów czy pracy muzyka ta spontaniczność się zatraciła, ale spotykając górali z Istebnej odnalazłem tę samą przyjemność i to nas napędza. Podobnie było również w Łomży, dlatego już od drugiego utworu publiczność włączyła się do zabawy, a aplauz i okrzyki aprobaty po każdej kolejnej kompozycji były coraz dłuższe. Niezależnie od tego co zespół grał, było to świeże i porywające – słuchaczom podobały się nawet rozwiązania zaczerpnięte z muzyki współczesnej, z efektami ilustracyjnymi włącznie, wykorzystującymi elektroniczne brzmienia. Jeszcze bardziej zachwycały tradycyjne, ludowe tematy w żywiołowym wykonaniu, skrzące się różnymi barwami, niezwykle dynamiczne i pełne energii. Z kolei te bardziej stonowane partie uwypuklały rolę orkiestry, która stworzyła solistom idealny podkład do ich popisów, grając przy tym niezwykle stylowo – bywalcy koncertów Filharmonii Kameralnej wyrażali się z uznaniem o tej, zwykle mało eksponowanej, umiejętności łomżyńskich filharmoników, potrafiących ograniczyć się do roli świetnych akompaniatorów, do tego błyskotliwie grających coś, czego do tej pory nie mieli okazji wykonywać. To wszystko przełożyło się na perfekcyjne wykonania takich utworów jak: „Ruben”, „Tsavkisi”, „Rivine”, „Klepeto”, „Baja” czy „Transylvania”. Niektóre Vołosi grali sami, jednak większość z towarzyszeniem orkiestry, zaś po koncercie nie szczędzili jej muzykom miłych słów, wypowiadając się o łomżyńskich filharmonikach w samych superlatywach. Tego samego zdania była również publiczność, dlatego koncert zakończyły dwa, równie ogniste jak podstawowa część programu, bisy. – Dzięki naszym przyjaciołom z gór, którzy improwizują i dają nam nową motywację do tworzenia, cały czas czujemy pewną świeżość, cały czas jest to coś nowego – mówi Krzysztof Lasoń, a to zdanie niewątpliwie podzielają też słuchacze czwartkowego koncertu.

Tekst: FKWL