Orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego ma w dorobku, kolejne już w tym sezonie, światowe prawykonanie. Po zagranych dwa tygodnie wcześniej Kaskadach Alicji Gronau łomżyńscy filharmonicy zachwycili słuchaczy Koncertem na akordeon i orkiestrę smyczkową wybitnego kompozytora Pawła Łukaszewskiego. Solistą był, również doskonale znany tutejszej publiczności, wirtuoz akordeonu Klaudiusz Baran, a orkiestrę poprowadził dyrygent z Węgier Huba Hollókői, dla którego koncert w Łomży był dodatkową nagrodą za zwycięstwo podczas konkursu dyrygenckiego we Włoszech. – Przed kilku laty grałem w Polsce jako skrzypek, ale dzisiaj był to mój debiut tutaj jako dyrygenta – mówi Huba Hollókői, dodając, że jest bardzo szczęśliwy z tego powodu, iż mógł poprowadzić znakomitą, łomżyńską orkiestrę.
Ekspansja pandemii i wzrost liczby zachorowań nie napawają optymizmem, ale nawet w tej trudnej sytuacji nie zabrakło miłośników muzyki w różnym wieku, którzy w czwartkowy wieczór pojawili się w Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich. Maseczki i przyłbice, obowiązkowy dystans czy brak szatni okazały się jednak tylko mało znaczącym drobiazgiem wobec tego, co zaprezentowali artyści. W przedkoncertowych rozmowach muzycy nie kryli, że granie na żywo dla publiczności to zupełnie inne doświadczenie i emocje niż przy transmisji online, a przepływ energii między widownią a sceną nierzadko inspiruje do wzniesienia się na jeszcze wyższy poziom wykonawczy, niemożliwy do osiągnięcia choćby na próbie czy podczas ćwiczeń w domu.
Znalazło to potwierdzenie już kilka minut później, kiedy orkiestra smyczkowa Filharmonii Kameralnej oczarowała słuchaczy misternym wykonaniem Divertimento Es-dur Hob. II:6 Józefa Haydna, przedstawionego w bardziej zwartej, bo pozbawionej jednego z menuetów, formie.
W dalszej części koncertu zabrzmiały jeszcze dwa takie muzyczne drobiazgi, ale już współczesne, które trafiły do programu dzięki dyrygentowi: Divertimento nr 1 op. 20 węgierskiego kompozytora Leo Weinera oraz Divertimento na orkiestrę smyczkową Einojuhani Rautavaary z Finlandii.
Pierwsze, inspirowane muzyką ludową, było ciekawym przeglądem różnych tańców i melodii, z dynamicznym Tańcem lisa oraz tańcem rekrutów z solowymi partiami koncertmistrza Cezarego Gójskiego na czele. Kompozycja fińskiego kompozytora była z kolei współczesnym spojrzeniem na formę divertimenta, a szczególne wrażenie robiło subtelne, bardzo nostalgiczne Adagio.
Głównym punktem programu było jednak światowe prawykonanie Koncertu na akordeon i orkiestrę smyczkową, nowej wersji kompozycji sprzed blisko 25 lat, opracowanej na potrzeby Filharmonii Kameralnej z myślą o nagraniu płytowym i udziału wybitnego wirtuoza Klaudiusza Barana. Ta współpraca, zarówno z kompozytorem, jak i solistą, trwa już od lat i jest naznaczona nie tylko Fryderykiem dla płyty „Polish Contemporary Concertos”, ale też kilkoma nominacjami do tej nagrody, choćby dla albumu „Accordiofonica”. Trwający 11 minut, trzyczęściowy koncert zachwycił słuchaczy, którzy w części I oraz III mieli okazję podziwiać kunszt solisty, zaś w środkowej jego perfekcyjną współpracę z orkiestrą, co owocowało piękną, kantylenową melodią.
– Mam wrażenie, że ta wersja akordeonowa może wejść do literatury, bo znacznie łatwiej jest zorganizować orkiestrę i akordeon niż orkiestrę i organy – zauważa Klaudiusz Baran, poprzednio goszczący w Łomży w roku ubiegłym. – Ta nowa wersja jakby ten utwór trochę odświeżyła, inaczej to brzmi niż z organami. Do tego jest to bardzo zgrabna forma, zróżnicowana, a utwór jest zwarty, wręcz telegraficzny – potrzebujemy takich utworów, które mogą być wyzwaniem dla młodzieży podczas konkursów, bo myślę, że jest w zasięgu tych najzdolniejszych, młodych akordeonistów.
Na finał koncertu Klaudiusz Baran sięgnął po bandoneon, prezentując trzy tanga wybrane z Five Tango Sensations samego Astora Piazzolli. W Niepokoju solowe wejścia mieli też Cezary Gójski i wiolonczelistka Iga Marta Ludkiewicz, Miłość była rzewna i klimatyczna, a Strach rozwijał się stopniowo, wraz z dołączaniem do bandoneonu kolejnych instrumentów, od pierwszych skrzypiec i altówki Adriana Stanciu. Nic dziwnego, że koncert zakończył się bisem, zadowolonego z odbioru, solisty. Słów uznania dla publiczności i muzyków nie krył też węgierski dyrygent, dostrzeżony przez Jana Miłosza Zarzyckiego podczas II Międzynarodowego Konkursu Dyrygenckiego Muzyki Współczesnej Giancarlo Facchinetti w Włoszech.
– To mała orkiestra, a z dobrą energią i złożona ze świetnych muzyków, co jest bardzo ważne dla dyrygenta – ocenia Huba Hollókői. – Podczas prób była bardzo dobra atmosfera, muzycy byli bardzo skoncentrowani, a ćwiczyliśmy aż przez sześć godzin, żeby wszystko zabrzmiało jak należy – jestem szczęśliwy, że wszystko tak dobrze się udało.
Wojciech Chamryk