Artur Banaszkiewicz i Marta Matuszewska byli solistami karnawałowego koncertu Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego. Był to ich pierwszy wspólny występ, podobnie jak z prowadzącym orkiestrę maestro Mirosławem Jackiem Błaszczykiem. Wybitny skrzypek i utalentowana sopranistka oczarowali publiczność nie tylko solowymi występami, ale przede wszystkim duetem w „Kiedy skrzypki grają” z operetki „Cygańska miłość” Imre Kálmána.
– Już dawno wpadłem na pomysł, że warto rozbudować partię skrzypiec w „Kiedy skrzypki grają” o taką improwizatorską rzecz – mówi Artur Banaszkiewicz. – I skrzypce grają tam nie tylko rozbudowany wstęp, ale też tworzymy duet, tym bardziej, że jest to rodzaj takiego szlagieru, że już po pierwszym przesłuchaniu pamięta się go na całe życie.

Licznie wypełniająca salę Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich publiczność na pewno zachowa we wdzięcznej pamięci więcej chwil z czwartkowego, bardzo udanego koncertu.
Co istotne słuchaczy na kolejnych występach łomżyńskich filharmoników jest coraz więcej, wygląda więc na to, że ogólnopolskie i międzynarodowe sukcesy sprawiają, że ich działalność cieszy się coraz większym zainteresowaniem również wśród własnej publiczności. W dodatku jest ona coraz bardziej zróżnicowana wiekowo, a i posiadaczy karnetów regularnie przybywa, dzięki czemu jest ich obecnie aż 85. Tym razem magnesem przyciągającym słuchaczy był na pewno Artur Banaszkiewicz, wirtuoz skrzypiec i showman pierwszej klasy, nader regularnie występujący w Łomży, bo goszczący w niej już po raz piąty. – Zawsze z radością przyjmuję zaproszenie od pana dyrektora Zarzyckiego – mówi Artur Banaszkiewicz. – Ten dzisiejszy koncert jest dla mnie o tyle ciekawy, że miałem przyjemność spotkać się po raz pierwszy z panem Błaszczykiem, a jest to znakomity dyrygent. Nie występowałem też nigdy wcześniej z panią Martą, chociaż pierwsze kroki na scenie stawiałem u boku jej ojca Mariusza, który jest obecnie przede wszystkim kompozytorem i aranżerem. Poza tym kiedyś przyjeżdżało się do Łomży tak normalnie, wiedząc, że są tu mili ludzie, a teraz sytuacja zmieniła się o tyle, że łomżyńska Filharmonia zdobywa kolejne trofea z Fryderykiem na czele, staje się coraz bardziej znana – wiem, nawet od bardzo uznanych artystów, że przyjeżdżają tutaj nawet z lekką tremą.
Program koncertu zdominowała muzyka o lżejszym charakterze, arie operetkowe i operowe, musicalowe przeboje oraz utwory instrumentalne pochodzące z najbardziej znanych dzieł scenicznych czy autorstwa najwybitniejszych kompozytorów. Marta Matuszewska, pochodząca z muzycznej rodziny studentka Akademii Muzycznej w Poznaniu i podopieczna prof. Anny Jeremus-Lewandowskiej, pamiętana przez niektórych słuchaczy z koncertów młodych talentów łomżyńskiej orkiestry, miała pole do popisu w arii  „Una voce poco fa” z opery „Cyrulik Sewilski” Rossiniego, arii Adeli z operetki „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa syna czy w musialowym songu „Przetańczyć całą noc” z „My Fair Lady”, pokazując w nich sporą skalę i siłę swego koloraturowego sopranu. – Ciągle pracuję i w miarę możliwości staram się kształtować głos, a do tego spotykając mnie coraz to nowsze doświadczenia – dodaje Marta Matuszewska. – Bardzo miło wspominam swój poprzedni występ w Łomży sprzed kilku lat, a jestem tu już trzeci raz i bardzo się cieszę, że miałam dzisiaj okazję więcej pokazać i zaśpiewać – występować u boku takiego artysty jak Artur Banaszkiewicz to naprawdę jest zaszczyt.
Z kolei  Artur Banaszkiewicz „rozbił bank” efektownymi opracowaniami i parafrazami, łącząc w nich błyskotliwą technikę z jednym w swoim rodzaju show. Utwory cygańskie i żydowskie, ogniste czardasze czy nawet próbka autorskiej twórczości oczarowały publiczność, szczególnie wiązanka przebojów z musicalu „Skrzypek na dachu”, parafraza „Hava Nagilah”, „Graj Cyganie” z operetki „Hrabina Marica” Imra Kálmána czy „Carmen from Oklahoma”, to jest wiązanka motywów ze słynnej opery w amerykańskim opracowaniu. Tak zwanym gwoździem programu okazał się jednak duet obojga solistów „Kiedy skrzypki grają” z operetki „Cygańska miłość” Imre Kálmána, a wielu widzów nie mogło uwierzyć, że tych dwoje spotkało się po raz pierwszy na scenie właśnie w Łomży. Bis mógł być tylko jeden, kolejny muzyczny as z przebogatej talii Artura Banaszkiewicza: słynny i bardzo lubiany przez słuchaczy „Skowronek” Grigorasa Dinicu. – To utwór uwielbiany przez publiczność – potwierdza Artur Banaszkiewicz. – Jest tam taka kadencja, w której można wygrywać różne rzeczy. Wcześniej grałem tam więc kolędy, z kolegą, wirtuozem fletni pana wygrywany tam bajki, a  teraz mamy już luty, pomału zbliża się wiosna, stąd wplecenie już jakichś jej odgłosów. Zresztą ten utwór jest doskonale znany na każdej szerokości geograficznej, świetnie przyjmowany, a do tego daje dużo inspiracji wykonawcy, bo każdy gra go troszeńkę inaczej.
– Dla początkujących solistów występy z orkiestrą są rzadkością, a są niezmiernie ważne – podsumowuje Marta Matuszewska. – To zupełnie coś innego niż sytuacja, kiedy śpiewa się z pianistą, który w każdej chwili może zareagować w razie potknięcia, bo z orkiestrą trzeba zaśpiewać tak dobrze i tak w punkcie, żeby niczego nie zakłócić. Są to bardzo cenne doświadczenia, szczególnie jeśli ktoś dopiero zaczyna śpiewać i bardzo dobrze, że dyrektor Jan Miłosz Zarzycki umożliwia takie okazje młodym solistom.

Wojciech Chamryk