Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego kontynuuje cykl kameralnych Muzycznych wieczorów u Lutosławskich. Po kwartecie smyczkowym im. Aleksandra Tansmana Muzeum przyrody w Drozdowie odwiedził więc wybitny wiolonczelista Anton Niculescu z Rumunii. Z towarzyszeniem pianistki Filharmonii Kameralnej Tatiany Baranowskiej wykonał kompozycje twórców żyjących na przełomie XIX i XX wieku, w tym niegrane dotąd na tym terenie i owacyjnie przyjęte przez liczną publiczność dzieła jednego z najwybitniejszych rumuńskich kompozytorów Constantina Dimitrescu.
Drugi dzień Novum Jazz Festival czy spektakl z Jerzym Zelnikiem w MDK-DŚT – było z czego wybierać, jeśli chodzi o kulturalne propozycje w trzecią sobotę listopada, ale w salonie dawnego dworku Lutosławskich zasiadło ponad 50 osób. Wybór kameralnego koncertu zorganizowanego przez łomżyńską Filharmonię okazał się według nich strzałem w przysłowiową dziesiątkę, a gdy wybrzmiał ostatni utwór jedyne narzekania, jakie dało się gdzieniegdzie słyszeć, dotyczyły tylko krótkiego czasu trwania tej muzycznej uczty. O tym, że Tatiana Baranowska, znana nie tylko z orkiestry Filharmonii Kameralnej, ale też kwartetu Alla Breve Jana Zugaja, jest wyśmienitą pianistką tutejsza publiczność wie nie od dziś. Okazało się jednak, że Jan Miłosz Zarzycki zaprosił do Drozdowa wspaniałego wiolonczelistę, prawdziwego wirtuoza tego instrumentu Antona Niculescu, który razem z pianistką stworzył świetny, imponujący zgraniem duet.
– To dla mnie wielkie i bardzo ciekawe przeżycie – mówi Tatiana Baranowska. – Wszystkie partie są trudne, ale utwory przepiękne, z których kompozycji Dimitrescu nigdy jeszcze nie grałam, a wiolonczelista to wspaniały wirtuoz!
Nie dziwi to jednak w kontekście informacji, że pochodzi on z muzycznej rodziny, już jako 12-latek zagrał pierwszy koncert, a dwa lata później zadebiutował z orkiestrą. Dalej poszło jak z płatka: edukacja, liczne sukcesy w prestiżowych konkursach, aktywne życie wirtuoza-solisty i nader ożywiona praca pedagoga, też z licznymi sukcesami na koncie. Dobrze więc, że artysta tej klasy od czasu do czasu koncertuje również w Polsce, tym bardziej, że nie tylko wspaniale gra, ale też na nie lada instrumencie – na odziedziczonym po ojcu, również wirtuozie-wiolonczeliście pochodzącym z pracowni słynnego włoskiego lutnika Pietro Guarneriego, wyprodukowanym w roku 1709, a na koncert w Drozdowie przygotował bardzo urozmaicony program, bazujący na utworach kompozytorów europejskich, żyjących na przełomie XIX i XX wieku: Constantina Dimitrescu, Gabriela Fauré, Claude’a Debussy’ego, Béli Bartóka, Julesa Masseneta i Davida Poppera, z których pierwszy i ostatni również byli wiolonczelistami-wirtuozami.
– Program składa się z krótkich utworów – mówi Anton Niculescu, obecnie dyrektor generalny Filharmonii w Brasov. – Oczywiście nie mogło wśród nich zabraknąć dzieł kompozytora rumuńskiego, którego twórczość obejmuje też XX wiek. Jest oczywiście Bartók, który napisał pięć popularnych utworów w stylu rumuńskim czy dwa przepiękne utwory Debussy’ego, a na koniec kompozycja świetnego wiolonczelisty Davida Poppera, oparty o tematy węgierskie i zatytułowany „Rapsodia węgierska”.
Publiczność słuchała z zaciekawieniem nieznanych jej dotąd utworów rumuńskiego twórcy, zachwyciły ją subtelny „Menuett” i zwiewne „Reverie” Debussy’ego czy słynne „Meditation” z Thaïs”, najsłynniejszej z 25 oper Masseneta, jednak najbardziej żywiołowe reakcje wywołały rzeczone „Tańce rumuńskie” Béli Bartóka oraz „Rapsodia węgierska” Davida Poppera. Świetnie przyjęto też bis, „Łabędzia” Camille Saint-Saënsa ze suity „Karnawał zwierząt”.
Koncert w Drozdowie był ogromnym przeżyciem nie tylko dla słuchaczy, ale też dla gościa z Rumunii, bo grał przecież w miejscu, w którym wychowywał się i stawiał pierwsze kroki w muzyce Witold Lutosławski, kompozytor nie bez powodu cieszący się ogromnym szacunkiem w całym muzycznym świecie.
– To dla mnie wielki zaszczyt móc występować w takim miejscu, związanym z tak wybitnym kompozytorem! – podkreśla Anton Niculescu, nie szczędząc słów uznania dla twórczości Witolda Lutosławskiego. – Trzy lata temu miałem okazję koncertować w domu Liszta, pięknej, drewnianej willi, a także w domu Enescu w Bukareszcie – mówi Anton Niculescu. – W Busetto grałem z kolei w kościele związanym z Verdim, a na Węgrzech w domu Zoltána Kodály’ego.
Wojciech Chamryk