Drugi tegoroczny koncert na żywo orkiestry Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego okazał się prawdziwym wydarzeniem. Nie tylko dlatego, że w czwartkowy wieczór odbyły się aż dwa koncerty, ale też dzięki ich artystycznemu poziomowi i osobie solisty. Goszczący po raz pierwszy w Łomży wirtuoz akordeonu Marcin Wyrostek nie tylko przyciągnął i zachwycił licznych słuchaczy, ale nawiązał też wspaniały kontakt z muzykami i dyrygentem Janem Miłoszem Zarzyckim, co przełożyło się na jakość obu występów, zatytułowanych „Nie tylko Piazzolla“.
Dokładnie tydzień wcześniej łomżyńscy filharmonicy mieli włączyć się w ogólnoświatowe obchody setnej rocznicy urodzin Astora Piazzolli (1921- 1992), nie tylko twórcy stylu tango nuevo, ale też legendarnego kompozytora i bandoneonisty. Kiedy okazało się, że solista, również wirtuzoz bandoneonu Cesare Chiacchiaretta, nie może przyjechać, program zmodyfikowano: 11. marca odbył się koncert „O sole mio”, zaś zaplanowany na ten dzień odbył się tydzień później, z nieco innym programem i przede wszystkim solistą. I chociaż Marcin Wyrostek nie gra na bandoneonie, to jednak jest wirtuozem akordeonu jakich mało, stąd konieczność zorganizowania dwóch koncertów o godzinie 18:00 i 20:00, bo 170 biletów na takiego wykonawcę rozeszło się błyskawicznie. Artyści nie kryli zadowolenia z takiej frekwencji, a żywe przyjęcie dopingowało ich jeszcze bardziej, co przekładało się na porywające wykonania poszczególnych kompozycji. Co ciekawe taki efekt osiągnięto po minimalnej ilości prób, co tylko potwierdza świetną renomę, jaką łomżyńska orkiestra cieszy się w kraju.
– Przyjechałem wczoraj i rano mieliśmy pierwszą próbę – mówi Marcin Wyrostek. – Trwała może godzinę-półtorej, przegraliśmy wszystkie utwory, tylko z jakimiś malutkimi korektami, które maestro wprowadzał w orkiestrze i już po tej pierwszej próbie okazało się, że już możemy grać koncert! Orkiestra jest super, bardzo ambitna i zaangażowana w granie, a to jest najważniejsze, żeby mieć ten ogień, tę pasję grania – możliwość spotkania się i wspólnego grania to była dla nas ogromna radość, cieszę się też, że tyle osób się zgromadziło, to był bardzo uskrzydlający dzień.
Filharmonicy zaczęli od tanga „Por una cabeza” Carlosa Gardela, a już kolejnym utworem okazała się prawdziwa perełka, oryginalne ujęcie Wiosny ze słynnych „4 pór roku” Antonio Vivaldiego na akordeon i orkiestrę, które zachwyciło słuchaczy bez względu na muzyczne preferencje.
– Można się nawet zastanawiać, czy jakby Antonio Vivaldi żył te 300-400 lat później, to nie napisałby czegoś na akordeon – mówi Marcin Wyrostek. – To genialna muzyka i bardzo się cieszę, że mogę ten instrument tak pokazywać. Studiowałem w Akademii Muzycznej w Katowicach i grałem bardzo dużo różnej literatury: Jana Sebastiana Bacha, Vivaldiego, Chopina, ale też współczesnej, a do tego od wielu lat pociągała mnie też tak zwana rozrywkowa, tango czy muzyka bałkańska. Moim zdaniem każdy styl czy gatunek muzyczny jest ciekawy i dobry, a do tego nic nie bierze się znikąd. Choćby Astor Piazzolla czy muzyka bałkańska to są tańce ludowe, tak jak mazurek. Akurat Vivaldi to jest muzyka ilustracyjna, ale wielu kompozytorów, jak Szymanowski, Lutosławski, Moniuszko czy Kilar sięgali do korzeni muzyki ludowej, a to jest muzyka rozrywkowa, tyle, że w wersji z tamtych czasów. Dlatego nigdy nie segreguję gatunków, staram się wydobyć z nich to, co najpiękniejsze.
Owo podejście potwierdziły zarówno autorskie, czerpiące z polskiego i z bałkańskiego folkloru, kompozycje solisty, jak: „Mazurcyjek”, „Pálinka” i „Moldav”czy zainspirowane ponadczasową twórczością Piazzolli „Cinema Tango”. Perfekcyjnie zabrzmiały też „Oblivion” i „Libertango” argentyńskiego mistrza, wykonane w nowych aranżacjach autorstwa akordeonisty. Marcin Wyrostek zachwycił też solowym wykonaniem Allegro non molto z Zimy Vivaldiego z wykorzystaniem loopera i cytatami z Bacha, nic więc dziwnego, że po takich popisach musiał bisować. Pierwszy koncert zwieńczyły dwa nadprogramowe utwory, solowy i kolejny fragment Zimy zagrany z orkiestrą, ale finał tego drugiego okazał się zaskakujący, bo z powodu konieczności zmiany szwankującego instrumentu publiczność usłyszała jeszcze dwa dodatkowe, solowe utwory, nie kryjąc radości z takiego obrotu rzeczy.
– Bez odbiorców, bez publiczności przeżywamy w tym covidowym czasie katusze – podsumowuje Marcin Wyrostek. – Jest więc koncert, który gramy online i nie widzimy publiczności, a do tego przerażające jest to, że przestaje nas szokować, że wchodzimy na scenę i sala jest pusta. Na początku jest to wielki szok; pamiętam też doskonale pierwszy koncert, gdzie publiczność była w maseczkach, albo ten pierwszy, tylko do kamerek. Dlatego w porównaniu do tych wszystkich sytuacji dzisiejszy dzień, gdzie mamy dwa koncerty i sala zapełniła się na tyle, na ile mogła, to jest dla mnie największa radość i ogromna wartość – cieszę się bardzo i dziękuję wszystkim, którzy tu dzisiaj byli, mając nadzieję, że już w najbliższym czasie wrócimy do normalnych koncertów.
Wojciech Chamryk