Wybitny flecista Łukasz Długosz oraz jego utalentowany syn, grający na trąbce Hugo Długosz, byli solistami ostatniego koncertu Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży. Obaj zostali owacyjnie przyjęci przez liczną publiczność, podobnie jak sami filharmonicy, perfekcyjnie interpretujący Sonatę księżycową Ludwiga van Beethovena. Zaskoczył też dyrygent Adam Wesołowski, który tym razem objawił się w Łomży jako autor refleksyjnej kompozycji Śpiewy aniołów na orkiestrę smyczkową.

Po koncercie wypełnionym przebojami muzyki filmowej w instrumentalnych oraz wokalno-instrumentalnych wersjach, przyszła pora na koncert typowo klasyczny, ale w żadnym razie nie monotonny pod względem repertuarowym. Przeciwnie, na program „Rodzinnego muzykowania” złożyły się aż trzy dłuższe kompozycje – pozornie niezbyt do siebie przystające, szczególnie jeśli zestawi się te pochodzące z XIX stulecia ze współczesnymi Śpiewami aniołów, ale układające się w spójną, dopracowaną artystycznie całość.
Było to niewątpliwą zasługą pracy włożonej w przygotowanie oraz dopracowanie poszczególnych utworów przez orkiestrę i czuwającego nad całością tego twórczego procesu Adama Wesołowskiego, dyrektora Filharmonii Śląskiej im. Henryka Mikołaja Góreckiego.
Gościł on już w Łomży przed dwoma laty, prezentując się nie tylko jako świetnie panujący nad wszystkim dyrygent, ale również kompozytor. Zabrzmiały wtedy, unikalne nie tylko w skali krajowej, utwory „Silver Concerto” i „Sinfonia industrialna”, zainspirowane zabytkową kopalnią srebra w Tarnowskich Górach oraz chorzowską hutą „Kościuszko” z przełomu XVIII i XIX wieku, dopełnione industrialnym podkładem i materiałami filmowymi.
Tym razem Adam Wesołowski pokazał się łomżyńskiej publiczności z zupełnie innej strony, przedstawiając jej Śpiewy aniołów na orkiestrę smyczkową, kompozycję uduchowioną i pełną mistycyzmu, kojarzącą się z tymi najbardziej natchnionymi dziełami Ennio Morricone, na przykład z filmu „Misja”. 15-osobowa orkiestra smyczkowa Filharmonii Kameralnej zinterpretowała ją tak, że po ostatnich taktach blisko półgodzinnego utworu brawo bili jej nie tylko zachwyceni słuchacze, ale też dyrygent i kompozytor w jednej osobie, nie znajdujący słów uznania dla kunsztu łomżyńskich muzyków, z koncertmistrzynią Izabelą Bławat-Leofreddi na czele. Drugą część koncertu wypełniły utwory z udziałem pierwszego tego wieczoru solisty, 13-letniego trębacza Hugo Długosza. To syn doskonale w Łomży znanych z koncertów i płyt „Flute Reflections” i „Flute Essentials” flecistów, Agaty Kielar-Długosz i Łukasza Długosza. Nie powtórzył po rodzicach wyboru instrumentu, sięgając po trąbkę, a ogrom nagród, z licznymi pierwszymi miejscami oraz Grand Prix w najbardziej prestiżowych, krajowych i zagranicznych, konkursach potwierdza, że była to decyzja jak najbardziej słuszna. W Łomży wykonał dwa utwory, Scherzo koncertowe ormiańskiego kompozytora Eduarda Abramiana oraz Sin Rumbo słynnego Astora Piazzolli, imponując nie tylko samym warsztatem, ale też dojrzałością i scenicznym obyciem. Dołączył tym samym do licznego grona najmłodszych instrumentalistów, jak choćby przed laty skrzypaczka Joanna Kawalla, a ostatnio trębacz Dawid Dąbrowski z łomżyńskiej PSM, występujący ze Zbigniewem Wodeckim, czy skrzypaczka Marta Gębska, dla których niejednokrotnie koncerty z łomżyńską orkiestrą były pierwszym kontaktem z profesjonalną estradą i początkiem kariery, podobnie jak dla uczestników dorocznej „Estrady młodych”, inicjatywy unikalnej w skali ogólnopolskiej, mającej już ponad 20-letnią tradycję. Kiedy na estradę wyszedł Łukasz Długosz, artysta niezwykle utytułowany i o znaczącym dorobku płytowym, obejmującym też zresztą współpracę z Adamem Wesołowskim przy CD „Angels”, wykonał Koncert e-moll na flet i orkiestrę smyczkową Saverio Mercandantego. To utwór znany przede wszystkim z niezwykle chwytliwego i od razu zapadającego w pamięć Rondo Russo, ale w tym wirtuozowskim i porywającym wykonaniu zalśnił iście pełnym blaskiem, co zakończyło się dwukrotnym wywołaniem solisty i długimi ukłonami. Orkiestra w żadnym nie była gorsza, porywająco wykonując na finał Sonatę fortepianową nr 14 cis-moll op. 27 nr 2 „Księżycową” Ludwiga van Beethovena. Było to jednak nietypowe opracowanie na orkiestrę smyczkową, a więc jeszcze bardziej melancholijne, co tym bardziej podkreślało wymowę utworu, powstałego po miłosnym rozczarowaniu, kiedy to zakochany w młodziutkiej hrabinie Giuliettcie Guicciardi kompozytor przekonał się, że nawet najgorętsze uczucia są niczym wobec różnicy stanów. Długotrwała owacja po takiej duchowej uczcie mogła zakończyć się tylko bisem, którym okazało się Adagio sostenuto, pierwszą część „Księżycowej”.
Był to przedostatni akcent niezwykle udanego dla orkiestry sezonu artystycznego 2024/2025, ale zanim artyści udadzą się na zasłużony, urlopowy wypoczynek słuchaczy czeka jeszcze jeden koncert abonamentowy 26 czerwca, tym razem już nieodwołalnie finałowy.

Fot. Wiesław W. Wiśniewski

 

Fot. FKWL