Hiszpańska skrzypaczka Inés Issel Burzyńska zachwyciła publiczność kolejnego w tym sezonie koncertu Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego. Młodziutka, ale bardzo już utytułowana, solistka wykonała jedno z arcydzieł Mozarta, Koncert skrzypcowy A-dur nr 5 KV 219. W tyle nie pozostała również orkiestra, która pod batutą Maurizio Colasantiego zagrała Suitę z opery „Carmen” Bizeta oraz Concerto per archi tak, że słuchacze wymogli na niej bis.
Koncerty abonamentowe Filharmonii Kameralnej są swoistą przeciwwagą tych o bardziej rozrywkowym charakterze, ale ku zaskoczeniu i radości muzyków oraz pozostałych pracowników orkiestry cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Miało to również potwierdzenie w czwartek 18 kwietnia, kiedy to liczne grono młodszych i starszych melomanów zdecydowało się spędzić wolny wieczór nie przed telewizorem czy w innym miejscu, choćby w kinie, ale właśnie w filharmonii, przedkładając muzykę Mozarta i Bizeta w mistrzowskim wykonaniu nad inne rozrywki. Łomżyńscy filharmonicy błyskawicznie odpłacili im za to zaufanie nienagannym wykonaniem Uwertury do opery „Don Giovanni” Wolfganga Amadeusza Mozarta: mistrzowsko stopniując napięcie i płynnie przechodząc od dramatycznego, mrocznego wręcz wstępu do zarysowania i uwypuklenia urokliwej, jakże charakterystycznej dla kompozytora, melodii.
Wszystko to w utworze, który Mozart ukończył tuż przed premierą jednej ze swych najpopularniejszych oper, potwierdzając tym samym opinię genialnego lekkoducha, często zostawiającego wszystko na ostatnią chwilę. Efektem tego była jednak wspaniała, porywająca do dziś muzyka, szczególnie w tak misternym wykonaniu. Równie interesujące utwory Mozart komponował już jako bardzo młody, zaledwie 19-letni człowiek. Tylko w roku 1775 stworzył pięć koncertów skrzypcowych, napisanych z myślą o przyjacielu, grającym na skrzypcach Gaetano Brunettim. Ostatni z nich, Koncert skrzypcowy A-dur nr 5 KV 219, wyjątkowo zgodni krytycy uważają za niedościgniony majstersztyk Mozarta w dziedzinie koncertów skrzypcowych, dlatego też nieprzypadkowo sięgnęła po niego podczas swego pierwszego łomżyńskiego koncertu Inés Issel Burzyńska. Ta pochodząca z muzycznej rodziny skrzypaczka, gra od czwartego roku życia: najpierw pod kierunkiem matki, również skrzypaczki, Iwony Burzyńskiej, a mając 10 lat została już przyjęta do Wyższej Szkoły Muzycznej Królowej Zofii w Madrycie, do klasy profesora Zakhara Brona. Trudno zliczyć jej sukcesy w najbardziej prestiżowych konkursach – choćby jako 14-latka wygrała XI Międzynarodowy Konkurs Młodych Skrzypków im. Karola Lipińskiego i Henryka Wieniawskiego, który to sukces powtórzyła trzy lata temu. Obecnie kształci się dalej oraz sporo koncertuje, przede wszystkim w Hiszpanii i w Polsce. W Łomży zaprezentowała się z jak najlepszej strony: wirtuozeria, nieskazitelna technika, dopracowana artykulacja, błyskotliwe tryle, lekkość operowania smyczkiem, a do tego walory interpretacyjne sprawiły, że publiczność nie kryła zachwytu, szczególnie po finałowym Rondeau. Tempo di Menuetto z tureckimi, jakże modnymi w okresie powstania tego koncertu, akcentami. Druga część koncertu była równie emocjonująca, a w pierwszoplanowej roli wystąpiła już tylko 15-osobowa orkiestra smyczkowa, z pierwszoplanową rolą koncertmistrzyni Izabeli Bławat-Leofreddi. Na początek poszła Suita z opery „Carmen” Bizeta, złożona z najbardziej popularnych tematów z tej opery. Solistami byli nie tylko koncertmistrzyni, ale też wiolonczelistka Iga Marta Ludkiewicz oraz wiolonczelista Adrian Stanciu, ale wszyscy muzycy czuli się w tym repertuarze nader swobodnie, co przełożyło się na jakość wykonania.
Goszczący w Łomży już po raz czwarty Maurizio Colasanti, wcześniej dyrygujący nie tylko klasycznymi arcydziełami, ale też swoją kompozycją, to dyrygent doskonale odnajdujący się w każdym repertuarze, zaproponował wartkie tempa i umiejętnie zbudował klimat poszczególnych części suity, co szczególnie efektownie wypadło w Habanerze i Les Toreadors z udziałem publiczności, wtórującej orkiestrze oklaskami. Głębokie porozumienie między dyrygentem a orkiestrą dało też efekty w postaci świetnego wykonania Concerto per archi.
Jeden z najwybitniejszych kompozytorów muzyki filmowej, nie bez powodu utożsamiany z tematem pochodzącym z „Ojca chrzestnego”, pisał też bowiem i inne utwory, w tym msze, oratoria, kantaty, opery oraz utwory symfoniczne i koncerty, w tym ten na smyczki, zatytułowany Concerto per archi. To co prawda kompozycja współczesna, z roku 1965, ale jednocześnie oparta na XIX-wiecznym stylu klasycznym, tak więc interesująca dla słuchaczy. W poszczególnych częściach, zwłaszcza w Preludio: Allegro ben moderato e cantabile oraz Scherzo: Allegretto comodo, było słychać, że autorem jest twórca muzyki filmowej: słuchając można było sobie wyobrazić jakieś zwroty akcji czy dynamiczne sceny. Finał Allegrissimo był już pokazem możliwości i umiejętności całego zespołu, a słuchacze nie tylko docenili, nieznaną wcześniej w Łomży z koncertowych wykonań kompozycję, ale też wymogli na orkiestrze bis, powtórzone i równie żywiołowe, jak nieco wcześniej, Les Toreadors.
Fot. Wiesław W. Wiśniewski
Fot. FWKL